sobota, 2 sierpnia 2014

Rozdział VIII

Soundtrack:
1. Kings of Leon - Closer
2. Pierce the Veil - The First Punch

~*~
(Skylar’s POV)
James Bourne nie żyje.
James Bourne zginął drugiego sierpnia tuż po północy, zastrzelony przez nieznanego zamachowca.
Zginął od strzału w głowę. Od strzału, który niemal nie zabił mnie. Zginął na moich oczach, próbując mi coś powiedzieć. Pobity, zmaltretowany, zastraszony, zdeterminowany, by mnie przed czymś ostrzec. Zginął zabierając ze sobą do grobu tajemnice, o których nie powinnam się była dowiedzieć. O których się nie dowiedziałam. Nie zdążył mi ich wyjawić. Ktoś skutecznie pozbawił go prawa głosu.
Obraz zabójstwa z poprzedniej nocy przewijał się w mojej głowie niczym fragment utworu, którego choć nienawidzisz, nie możesz przestać nucić. Głos wystrzału mącił moje myśli niczym natrętny komar nie dający spać w nocy. Jak film na porysowanej kasecie VHS, który zaciął się w jednym miejscu, w kółko przed oczami przewijała się scena mordu mojego przyjaciela. Nadal czułam smak krwi, która obryzgała moją twarz, w chwili przeszycia pociskiem czaszki Jamesa. Gorzki, metaliczny posmak przyprawiał mnie o odruch wymiotny. W chwili śmierci chłopaka stałam zaledwie kilkadziesiąt centymetrów od niego. W chwili, gdy padł nadal miał otwarte oczy. Kiedyś pełne życia, wigoru, tuż przed wystrzałem bijące zarówno determinacją jak i trwogą, w chwili śmierci – puste.
James Bourne nie żyje.
Nie płakałam. Czy można płakać, gdy widziało się śmierć najbliższej osoby? Gdy było się świadkiem zamachu na życie swojego przyjaciela? Nie miałam siły płakać. Całe zdarzenie było zbyt nierealnie, by uronić choćby kroplę. W chwili jego śmierci po prostu stałam. Stałam wpatrzona w jego zimne, pobite ciało, skąpane w krwi wylewającej się na chodnik. Stałam bez ruchu, bez oddechu, bez mruknięcia okiem wpatrywałam się w jego zwłoki. 
Łzy przyszły dopiero później. Łzy przyszły dopiero, gdy Luke wraz z Ashtonem odciągnęli mnie od trupa najlepszego przyjaciela i wepchnęli do czarnego chevroleta. Nawet i wtedy łzy nie przyszły od razu. W pierwszej chwili siedziałam tępo wpatrując się w drogę przede mną. Byłam przy tym ślepa i głucha. Jedyne co widziałam to James, jedyne co słyszałam to bicie własnego serca. Samotna łza spłynęła po moim policzku w momencie, gdy poczułam znajomy uścisk dłoni na swoim ramieniu. Później usłyszałam pytanie „Wszystko w porządku?” wypowiedziane głosem, który tłumił płacz. Luke wywołał nim lawinę łez, które jedna po drugiej spływały oblewając moją pozbawioną jakiegokolwiek wyrazu twarz. Gdy zajechaliśmy do domu Hemmingsa szłam leniwym krokiem za chłopakami, aż znalazłam się w środku ogromnego mieszkania. W pamięci zachowały się jedynie niewyraźne urywki całej nocy. Ashton obmywający moją twarz z czerwonej cieczy, hałas dobiegający z piwnicy, widok zdemolowanego pokoju Lucasa. Zapach melisy zaparzonej przez Michaela, którą byłam w stanie przełknąć dopiero, gdy już była zimna i nie nadawała się do picia. Luke z przerażeniem w oczach błagający mnie, bym zdjęła zakrwawione ubranie i nałożyła koszulkę jego mamy. W końcu Ashton ocierający moje łzy, gdy wybuchłam głośnym szlochem po trzech godzinach od całego zajścia.
James Bourne nie żyje.

***

Obudziły mnie promienie słoneczne przebijające się przez nie do końca zasłonięte żaluzje w sypialni gościnnej. Nie pamiętam jak się tam znalazłam. Pewnie zostałam zaniesiona przez któregoś z chłopaków. Ból głowy, jaki odczułam podnosząc głowę był na tyle mocny, by przyprawić mnie o nudności. Zbyt wiele łez, zbyt duży szok, za dużo emocji… Gdy w końcu moje podpuchnięte oczy przyzwyczaiły się do światła dziennego zauważyłam drzemiącego na fotelu ustawionym w kącie Hemmingsa. Również nie był w najlepszym stanie. Worki pod oczami dały mi do zrozumienia, że także dla niego ta noc była ciężka. Dla nas wszystkich był to straszny szok. Biedak musiał być silny za nas oboje, gdy ja zachowywałam się jak kukła, której ucięto linki umożliwiające prawidłowe funkcjonowanie. Jego lewa dłoń owinięta była w bandaż. Przypomniało mi to o hałasie, który w nocy dochodził z piwnicy. Jak bardzo chciałam go teraz przytulić… wiedziałam jednak, że wtedy znów wybuchnę płaczem. Usiadłam na łóżku ściągając z nóg kołdrę.
- Luke. – Powiedziałam zachrypniętym głosem. Poczułam w gardle palący ból, jakbym nie piła nic od co najmniej tygodnia. Blondyn nadal spał, więc powtórzyłam jego imię, tym razem głośniej, zmuszając struny głosowe do wysiłku. Chłopak poruszył się na czarnym fotelu i uniósł powieki.
- Sky… jak się czujesz? – Spytał również z niemałym wysiłkiem. Nie odpowiedziałam, spuściłam jedynie wzrok, a on to zrozumiał.
- Co ci się stało w rękę? – Spytałam próbując odciągnąć myśli od wczorajszego zdarzenia.
- Lustro.
- Siedem lat nieszczęścia.
- A czy może być jeszcze gorzej?
- Nie mów hop… - Luke i ja wymieniliśmy spojrzenia. Każde z nas miało ten sam pusty wzrok. James był zarówno moim jak i jego przyjacielem, jego śmierć była czymś abstrakcyjnym. Z naszej trójki odpadło jedno ogniwo. Hemmings wstał i udał się do drzwi.
- Idę sprawdzić, jak się mają chłopcy, nie spiesz się.
- Okej. – Gdy zniknął za drzwiami łzy spłynęły po moich policzkach przywracając pamięci ostatnie wydarzenia.

~*~
(Ashton’s POV)
Widziałem dzisiaj śmierć człowieka.
Ktoś zginął na moich oczach.
Ktoś został postrzelony na moich oczach.
Ktoś oberwał kulką, a świadkiem tego byłem ja.
Nie. Nie jest ze mną w porządku. Jest mi niedobrze. Jeszcze chwila i zwymiotuję. Wiem, że nie widać tego po mnie. Zawsze tłumię w sobie ból i strach. Wiem, że chłopaki oczekują, że będę silny jak zawsze. Że będę tym, który nas zbierze do kupy i powie co robić. Ale szczerze? Nie wiem, czy jestem w stanie cokolwiek teraz zrobić czy powiedzieć. Nie znałem Jamesa, nie był moim kumplem, ale wiem za to, że przyjaźnił się ze Sky i jak się okazało – z młodym. Nie chcę nawet myśleć jak bardzo muszą to przeżywać. Skylar i tak wiele przeszła, sam doprowadziłem ją do apopleksji na chwilę przed śmiercią jej opiekuna. Czułem się jak skończony dupek i miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Gdyby tylko istniał jakiś sposób, bym mógł się w jej oczach zrehabilitować…
- Muszę się dowiedzieć, kto go zabił. – Nieświadomie wypowiedziałem te słowa na głos wytrącając z zamyślenia Caluma i Michaela.
- Stary, nie mieszaj się do tego. Ten, kto zabił Jamesa najpewniej będzie chciał zabić też i ciebie, jak zaczniesz węszyć. – Calum odpowiedział mi suchym tonem. Niestety musiałem mu przyznać rację.
- Sky ma prawo dowiedzieć się, kto zabił jej przyjaciela.
- Ja wiem, że chcesz dobrze, ale to nie jest twój interes. Lepiej trzymaj się od tego z daleka. Kłopoty przyciągasz jak magnes, nie pakuj się w kolejne z własnej inicjatywy.
- Mógłbym skombinować policyjne akta. – Michael burknął pod nosem znad miski płatków.
- Clifford stul pysk! Nie podjudzaj go bardziej. Nie mam zamiaru wyciągać później kul z jego wątroby!
- Mógłbyś się włamać do ich systemu?
- A myślisz, że dlaczego Calum jeszcze nie siedzi za buchnięcie radiowozu?
- Zrobisz to dzisiaj?
- Mogę, ale nie obiecuję, że będą już wprowadzone do bazy danych
- Dzięki stary. – Poklepałem bruneta po ramieniu.
W tej chwili usłyszeliśmy ciche odgłosy kroków na drewnianych schodach. Luke postanowił pokazać się światu. Jego cera przybrała odcień papieru, potargane włosy wywijały się we wszystkie strony, worki pod oczami były wielkości Cieśniny Beringa. Wyglądem przypominał raczej zombie, albo wampira po zatruciu pokarmowym, niż człowieka.
- Jak się czujesz, młody? – Hood rzucił w jego stronę.
- Lepiej niż Skylar. Dzięki za pomoc wczoraj. Nie wiem, czy sam byłbym w stanie cokolwiek zrobić.
- Nie ma sprawy, całe szczęście, że tam byliśmy.
- Nie wiem jak się wam odwdzięczę. – Blondyn usiadł zrezygnowany przy aneksie kuchennym, po czym dodał – Włączcie wiadomości, może się czegoś dowiemy.
Michael, który już zajął miejsce przy laptopie włączył pierwszą lepszą stację z lokalnymi newsami. Prezenterka ubrana w biznesowy kostium stała pod teatrem, w którym poprzedniej nocy odbywał się koncert. Okolica zabezpieczona była wszystkim dobrze znaną, żółtą taśmą policyjną. Wokół zbierali się fotoreporterzy, a funkcjonariusze policji zbierali materiał dowodowy. Kobieta mówiła pełnym trwogi głosem do kamery:
„ Drugiego sierpnia po północy w tym oto miejscu zginął człowiek. Ofiara to trzydziestoletni James Bourne – mieszkaniec Sydney o kryminalnej przeszłości. Zginął od strzału z dużej odległości w głowę przez zamachowca. Póki co nie ustalono tożsamości sprawcy. Policja nadal przeszukuje miejsce zbrodni oraz przesłuchuje naocznych świadków, w poszukiwaniu wskazówek, które mogłyby umożliwić schwytanie napastnika. W ciągu ostatniego miesiąca w Sydney zginęło już sześcioro osób. Możemy się domyślać, że ofiary zginęły z rąk jednego człowieka. Świadczy o tym brak jakiegokolwiek zatuszowania zbrodni – zupełnie jakby sprawca chciał zastraszyć społeczeństwo. Policja póki co nie wysuwa podejrzeń odnośnie tożsamości sprawcy. Czekamy na oficjalne informacje od prokuratury, która już zajęła się sprawą. Czy mamy do czynienia z seryjnym mordercą? Czy też z porachunkami gangów?”
- Oh stulcie pyski, tylko sieją panikę. – Warknąłem na telewizor, po czym go wyłączyłem. – Masz już coś Michael?
- Szukam… szuuuuuukam… zaraz się dokopię. Jezu Bourne ma niezłą kartotekę. Samochody, prochy, rozboje, poplecznictwo. Wyszedł za dobre sprawowanie, był na warunkowym. Dokumentów dotyczących zabójstwa jeszcze nie ma.
- No to kiszka.
- Chyba, że zadzwonię to Martina. On nam powie co i jak. – Hemmings ni stąd ni z owąd wyskoczył z pomysłem.
- Rodriguez jeszcze jest w policji? Myślałem, że go za prochy wyjebali. – Clifford wyglądał na naprawdę zdziwionego.
- Jeszcze się jakoś trzyma, zaraz do niego zadzwonię. – Chłopak wstał, po czym wykręcił numer w telefonie i wyszedł na taras.

~*~
(Skylar’s POV)
Długo zbierałam się w sobie, by w końcu wstać z łóżka i udać się do łazienki. Zimny prysznic nieco mnie otrzeźwił i dodał energii by stanąć przed lustrem i spojrzeć na siebie. Wyglądałam jak ostatnie nieszczęście. Z torebki wyjęłam korektor i puder, dzięki którym pozbyłam się worków pod oczami. Mokre, świeżo umyte włosy zostawiłam do wyschnięcia. W sypialni naciągnęłam na siebie koszulkę mamy Luke’a dziękując bogu, że kobieta ma gust. Zwykły biały podkoszulek na długi rękaw był nieco przy duży, jednak spełniał swoje zadanie. Byłam gotowa na spotkanie z rzeczywistością. Powoli pokonywałam każdy kolejny schodek prowadzący na parter czując jak coraz bardziej brakuje mi sił. Wzięłam głęboki oddech, by nie rozpłakać się przed czwórką nastolatków i stanęłam w progu. Nie zauważyli mnie.
Luke właśnie wrócił z tarasu z telefonem w ręku. Zwrócił się do Ashtona.
- Rodriguez mówi, że pocisk był kalibru 12 mm, więc ktoś używał broni snajperskiej. Chłopaki w policji podejrzewają, że za zabójstwami może stać człowiek Judda.
- Kim do cholery jest Judd? – Ashton był zaintrygowany wiadomością od blondyna.
- Nie mam pojęcia. Podsłuchałem raz przypadkowo jak James o nim gadał. Myślę, że tu mamy nasz trop. Ashton odwrócił się w stronę nieznanego mi chłopaka siedzącego przy laptopie.
- Clifford, znajdź jakieś info. – Wkroczyłam do akcji.  
- Kto ci pozwolił grzebać w aktach mojego przyjaciela! –Wrzasnęłam na kolesia o niebieskich włosach, po czym szybkim krokiem podeszłam do Irwina, który stał zmieszany oczekując mojej reakcji. Z całej siły pchnęłam go w klatkę piersiową zmuszając jego ciało do poddania się. Chłopak oparł się o stół w próbie utrzymania równowagi.
- Nie masz prawa grzebać w jego przeszłości! Gówno mnie obchodzi po co to robisz. Sama znajdę sprawcę, to nie jest twój zasrany interes.
- Sky, ja chcę pomóc.
- Pomożesz nie mieszając się do tego!
- Uspokój się. Sama nie dasz rady odszukać winnego. – Luke stanął w obronie kumpla. Spojrzałam na niego wzrokiem wyrażającym głęboką dezaprobatę.
- Blake, ochłoń najpierw. Zbyt wiele rzeczy wydarzyło się ostatnimi czasy. Póki co mamy trop. Jak zechcesz sama zająć się tą sprawą, zrozumiem. Póki co wstrzymaj gniew i zjedz coś, bo wyglądasz jakbyś miała zaraz zemdleć. – Ashton położył dłonie na moich ramionach próbując mnie uspokoić. Po moim ciele przeszedł słaby dreszcz, który zignorowałam. Spoglądał na mnie wzrokiem pełnym współczucia i zrozumienia. Wiedział jak bardzo mnie zdenerwował i starał się to wszystko naprawić. Trochę się uspokoiłam. Rozluźniłam mięśnie i wyswobodziłam się z uścisku, po czym usiadłam przy stole, a chłopcy podsunęli mi przed nos miskę dziwnych, tęczowych płatków. Ciekawe, czy w swoim składzie mają chociaż jeden składnik nie będący chemią.
Po zjedzeniu śniadania usiadłam na kanapie w salonie i tępo patrzyłam się w czarny ekran telewizora. Luke wyszedł, najpewniej zbierał informacje z otoczenia. Niebieskowłosy koleś, jak mu tam… Mitchel, czy Michael… nieważne, wciąż coś grzebał przy laptopie – koleś chyba życia nie ma. Calum, który nie spał całą noc, w końcu zasnął skulony na fotelu, a Ashton szwendał się po mieszkaniu nie wiedząc co ze sobą zrobić. W pewnym momencie wypuścił z płuc głośno powietrze i chwycił kluczyki od auta leżące na stole.
- A ty gdzie się wybierasz? – Spytałam, gdy ten był już przy drzwiach
- Przeszukać mieszkanie Bourne’a.
- CO?!
- Luke dał mi adres. Może się czegoś dowiem.
- Ja ci dam kurwa jechać do mojego mieszkania! Po moim trupie!
- Czekaj, mieszkałaś z Jamesem? – Ashton był wyraźnie zaskoczony.
- Aż tak cię to dziwi? Nigdzie nie jedziesz!
- Nie zatrzymasz mnie.  – Blondyn szybko zniknął na zewnątrz.

~*~
(Ashton’s POV)
Wsiadłem do samochodu i już miałem przekręcić klucz w stacyjce, gdy ktoś zajął miejsce na fotelu pasażera. Oczywiście była to Skylar Blake.
- Wysiądź z wozu.
- Nie. Jadę z tobą, albo nie jedziemy wcale.
- Nie chcę oglądać cię ryczącej nad ciuchami przyjaciela.
- Jestem silniejsza niż myślisz. Poza tym, jak masz zamiar wejść do środka?
- Chciałem się włamać? – Ashton pokręcił głową. W jego głosie była wyczuwalna irytacja. Wywróciłam oczami i pomachałam mu przed nosem kluczami.
- Jedź. – Powiedziałam stanowczo.

~*~
(Skylar's POV)
Mieszkanie stało nienaruszone. Nadal na kanapie w salonie walały się puszki po piwie, brud na naczyniach pozostawionych w zlewie zdążył zaschnąć, a na stole w kuchni stał kubek z już zimną herbatą, której nie zdążyłam wypić poprzedniego dnia. Ashton rozglądał się po mieszkaniu z pewnym wahaniem, jakby bał się, że go pobiję jeśli dotknie się czegokolwiek.
- Nie krępuj się szperać, po to tu jesteś. Prawda?
- Ekhm, tak. Masz rację. – chłopak spojrzał na mnie ukradkiem, po czym zajął się przeglądaniem komody w salonie. Ja tym czasem udałam się do pokoju Bourne’a. Był równie mały jak mój i równie minimalistyczni urządzony. NA wprost drzwi stała zabudowana szafa. To był mój pierwszy cel. Otworzyłam białe drzwi i rozsunęłam wieszaki z ubraniami. Na dole stało kilka pudełek po butach. Otworzyłam pierwsze z nich – były tam buty, nic dziwnego. W kolejnym również. Trzecie pudełko było strzałem w dziesiątkę. Pistolet, magazynek naładowany do pełna, nóż snajperski – byłam świadoma, że James posiada takie cacka, mówił mi co nie co o swojej przeszłości, więc widok ten mnie tak nie zszokował. Pod spodem leżała teczka. Ostrożnie wyciągnęłam ją z pudełka i zawołałam Ashtona, który zjawił się po chwili. Widok pistoletu nieco go zmieszał, ale po chwili sięgnął po broń i zaczął oglądać ją z zaciekawieniem.
- Niezłe cacko, ciekawe skąd je wytrzasnął.
- Weź go sobie i nie pokazuj mi na oczy. Lepiej zobacz, co jeszcze znalazłam. Irwin z zadowoleniem ukrył pistolet w spodniach i kucnął przy mnie. Otworzyłam teczkę, a w niej – pełno wycinków z gazet, zdjęć, kopii akt policyjnych… Zaczęłam przeglądać zdjęcia jedno po drugim, niektóre były wyciągnięte z kartoteki. Szczególnie jednym zaciekawił się Ashton.
- Czy to nie jest…
- Harry Judd. – Przeczytałam imię i nazwisko widniejące na tabliczce, którą trzymał. – Znasz go?
- Policja wiąże go ze śmiercią Jamesa. Podobno jest jakimś gangs…  - usłyszeliśmy szczęk otwieranych drzwi. Momentalnie wstrzymaliśmy oddech. Spojrzałam na Ashtona, on na mnie, potem na teczkę, ja również. Nasze spojrzenia ponownie się skrzyżowały.
- Do szafy.  – Szepnęłam i nie musiałam powtarzać. Irwin chwycił pudło i wszedł do komórki, ja zrobiłam to samo. Zamknąwszy drzwi pogrążyliśmy się w ciemności. Jedynie cienka smuga światła przebijała się przez niewielką szparę. Staliśmy ściśnięci w na niecałym metrze kwadratowym powierzchni przygnieceni ubraniami mojego niedawno zmarłego przyjaciela. Nie dzieliła nas żadna odległość. Czułam na swoim karku płytki oddech blondyna. Los ma dziwne poczucie humoru. Czy kiedykolwiek przypuszczałam, że będę musiała ściskać się z Irwinem w szafie? Przez myśl mi to nie przeszło. Niewygodna pozycja utrudniała mi oddychanie, więc delikatnie poruszyłam się, by wyprostować ręce. Nie dało się tego zrobić bez obmacania strategicznych, nazwijmy to, punktów na ciele Ashtona. Wolałam nie myśleć, co teraz działo się w jego głowie.
- A myślałem, że już wyrośliśmy z gry w 7 minut w niebie.
- Nawet w takiej chwili nie umiesz oszczędzić sobie tanich tekstów? Serio Ashton? Trochę powagi.
- Chciałem rozluźnić napięcie.  – Chciałam coś odpowiedzieć, lecz w tym momencie ktoś wszedł do pomieszczenia. Po raz kolejny wstrzymaliśmy oddech, nie widząc się nawzajem spoglądaliśmy sobie w oczy. Ja to czułam i on też. Strach, jak czułam w tym momencie był niewyobrażalny. Serce waliło mi jak oszalałe, tak samo jak serce Irwina, umysł podsuwał najróżniejsze scenariusze dotyczącego tego, jak skończy się całe przedstawienie. Żaden z nich nie przewidywał happy endu. Nieznajomy przechadzał się po pokoju, przystanął na chwilę przed oknem, po czym leniwym krokiem opuścił pomieszczenie. Po chwili usłyszeliśmy szczęk zamykanych drzwi. Wraz z Ashtonem staliśmy w bezruchu jeszcze jakieś pięć minut, nim nie upewniliśmy się, że na pewno nikogo w domu nie ma.
Pierwszy z szafy wyszedł Irwin. Wciąż się trzęsąc podążyłam za nim i zamknęłam białe drzwi modląc się, bym nigdy więcej nie musiała tam wracać.
- Chyba nabawiłam się klaustrofobii.
- Ciesz się, że to twoje największe zmartwienie w tej chwili. Nie wiem kim był ten koleś, ale coś czuję, ze wygraliśmy życie na loterii. – Blondyn przeczesał palcami czuprynę, po czym ostrożnie wychylił głowę na przedpokój. – Sprawdźmy, czy na pewno nikogo tu nie ma.
Po upewnieniu się, że mieszkanie jest puste zrobiliśmy zdjęcia artykułom oraz aktom i od razu przesłaliśmy je do Michaela, po czym ukryliśmy dobrze teczkę z powrotem w szafie. W pośpiechu spakowałam swoje rzeczy wiedząc, że nie wrócę tu w najbliższej przyszłości. Nie po tym, co się dzisiaj stało i ruszyliśmy do wyjścia. Ashton otworzył białe drzwi wejściowe, a w progu ujrzeliśmy dwójkę rosłych mężczyzn w wieku 25-30 lat. Jeden z nich był blondynem, drugi szatynem, oboje mieli wytatuowane ramiona. Stali trzymając w rękach czarne worki.
- O kurwa. – Usłyszałam szept Irwina. Mężczyźni uśmiechnęli się do nas, a blondyn powiedział:
- Państwo pozwolą z nami. – Po czym narzucili nam na głowy worki.

Tadaaaam!
Tak! W końcu udało mi się przysiąść do tego rozdziału i go napisać. Przepraszam za ewentualne błędy ortograficzne, interpunkcyjne, gramatyczne i składniowe. Jest prawie trzecia w nocy i już nie widzę na oczy ^^
Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodoba i nie opuścicie mnie po jego przeczytaniu :P
A teraz ogłoszenia:1.      Niedługo pojawi się TRAILER opowiadania stworzony przez nikogo innego jak Autorkę Cienia (tak bardzo fejm) Pepe (@perfcalvm).
2.      Niedawno powstał twitter @Corrupted_ff, na którym będą umieszczane newsy, spoilery, edity i różne inne ciekawe rzeczy. Jeśli chcecie być informowani na bieżąco o nowych rozdziałach, wystarczy tam napisać, a będę o Was pamiętać J No. To by było na tyle. Miłego czytania <3



3 komentarze:

  1. BOSKI JAK ZAWSZE <3 - Grubcio

    OdpowiedzUsuń
  2. To się dzieje! Tak myślałam, że z Jamesem tak lekko nie będzie i albo będzie ciężko ranny, albo właśnie umrze. No i Sky i Ashton w szafie -szkoda, że okoliczności takie nieciekawe. xd Czekam na nexta! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. nominowałam ciebie do liebster awards http://dark-and-black-gang.blogspot.com/2014/08/liebster-awards.html

    OdpowiedzUsuń