1. Kings of Leon - Closer
2. Pierce the Veil - The First Punch
~*~
(Skylar’s POV)
James Bourne nie żyje.
James Bourne zginął
drugiego sierpnia tuż po północy, zastrzelony przez nieznanego zamachowca.
Zginął od strzału w
głowę. Od strzału, który niemal nie zabił mnie. Zginął na moich oczach,
próbując mi coś powiedzieć. Pobity, zmaltretowany, zastraszony, zdeterminowany,
by mnie przed czymś ostrzec. Zginął zabierając ze sobą do grobu tajemnice, o
których nie powinnam się była dowiedzieć. O których się nie dowiedziałam. Nie
zdążył mi ich wyjawić. Ktoś skutecznie pozbawił go prawa głosu.
Obraz zabójstwa z
poprzedniej nocy przewijał się w mojej głowie niczym fragment utworu, którego
choć nienawidzisz, nie możesz przestać nucić. Głos wystrzału mącił moje myśli
niczym natrętny komar nie dający spać w nocy. Jak film na porysowanej kasecie
VHS, który zaciął się w jednym miejscu, w kółko przed oczami przewijała się
scena mordu mojego przyjaciela. Nadal czułam smak krwi, która obryzgała moją
twarz, w chwili przeszycia pociskiem czaszki Jamesa. Gorzki, metaliczny posmak
przyprawiał mnie o odruch wymiotny. W chwili śmierci chłopaka stałam zaledwie
kilkadziesiąt centymetrów od niego. W chwili, gdy padł nadal miał otwarte oczy.
Kiedyś pełne życia, wigoru, tuż przed wystrzałem bijące zarówno determinacją
jak i trwogą, w chwili śmierci – puste.
James Bourne nie żyje.
Nie płakałam. Czy można
płakać, gdy widziało się śmierć najbliższej osoby? Gdy było się świadkiem
zamachu na życie swojego przyjaciela? Nie miałam siły płakać. Całe zdarzenie
było zbyt nierealnie, by uronić choćby kroplę. W chwili jego śmierci po prostu
stałam. Stałam wpatrzona w jego zimne, pobite ciało, skąpane w krwi wylewającej
się na chodnik. Stałam bez ruchu, bez oddechu, bez mruknięcia okiem wpatrywałam
się w jego zwłoki.
Łzy przyszły dopiero
później. Łzy przyszły dopiero, gdy Luke wraz z Ashtonem odciągnęli mnie od
trupa najlepszego przyjaciela i wepchnęli do czarnego chevroleta. Nawet i wtedy
łzy nie przyszły od razu. W pierwszej chwili siedziałam tępo wpatrując się w
drogę przede mną. Byłam przy tym ślepa i głucha. Jedyne co widziałam to James,
jedyne co słyszałam to bicie własnego serca. Samotna łza spłynęła po moim
policzku w momencie, gdy poczułam znajomy uścisk dłoni na swoim ramieniu.
Później usłyszałam pytanie „Wszystko w porządku?” wypowiedziane głosem, który
tłumił płacz. Luke wywołał nim lawinę łez, które jedna po drugiej spływały
oblewając moją pozbawioną jakiegokolwiek wyrazu twarz. Gdy zajechaliśmy do domu
Hemmingsa szłam leniwym krokiem za chłopakami, aż znalazłam się w środku
ogromnego mieszkania. W pamięci zachowały się jedynie niewyraźne urywki całej
nocy. Ashton obmywający moją twarz z czerwonej cieczy, hałas dobiegający z
piwnicy, widok zdemolowanego pokoju Lucasa. Zapach melisy zaparzonej przez
Michaela, którą byłam w stanie przełknąć dopiero, gdy już była zimna i nie
nadawała się do picia. Luke z przerażeniem w oczach błagający mnie, bym zdjęła
zakrwawione ubranie i nałożyła koszulkę jego mamy. W końcu Ashton ocierający
moje łzy, gdy wybuchłam głośnym szlochem po trzech godzinach od całego zajścia.
James Bourne nie żyje.
***
Obudziły mnie promienie
słoneczne przebijające się przez nie do końca zasłonięte żaluzje w sypialni
gościnnej. Nie pamiętam jak się tam znalazłam. Pewnie zostałam zaniesiona przez
któregoś z chłopaków. Ból głowy, jaki odczułam podnosząc głowę był na tyle
mocny, by przyprawić mnie o nudności. Zbyt wiele łez, zbyt duży szok, za dużo
emocji… Gdy w końcu moje podpuchnięte oczy przyzwyczaiły się do światła
dziennego zauważyłam drzemiącego na fotelu ustawionym w kącie Hemmingsa.
Również nie był w najlepszym stanie. Worki pod oczami dały mi do zrozumienia,
że także dla niego ta noc była ciężka. Dla nas wszystkich był to straszny szok.
Biedak musiał być silny za nas oboje, gdy ja zachowywałam się jak kukła, której
ucięto linki umożliwiające prawidłowe funkcjonowanie. Jego lewa dłoń owinięta
była w bandaż. Przypomniało mi to o hałasie, który w nocy dochodził z piwnicy.
Jak bardzo chciałam go teraz przytulić… wiedziałam jednak, że wtedy znów
wybuchnę płaczem. Usiadłam na łóżku ściągając z nóg kołdrę.
- Luke. – Powiedziałam
zachrypniętym głosem. Poczułam w gardle palący ból, jakbym nie piła nic od co
najmniej tygodnia. Blondyn nadal spał, więc powtórzyłam jego imię, tym razem
głośniej, zmuszając struny głosowe do wysiłku. Chłopak poruszył się na czarnym
fotelu i uniósł powieki.
- Sky… jak się czujesz?
– Spytał również z niemałym wysiłkiem. Nie odpowiedziałam, spuściłam jedynie
wzrok, a on to zrozumiał.
- Co ci się stało w
rękę? – Spytałam próbując odciągnąć myśli od wczorajszego zdarzenia.
- Lustro.
- Siedem lat
nieszczęścia.
- A czy może być
jeszcze gorzej?
- Nie mów hop… - Luke i
ja wymieniliśmy spojrzenia. Każde z nas miało ten sam pusty wzrok. James był
zarówno moim jak i jego przyjacielem, jego śmierć była czymś abstrakcyjnym. Z
naszej trójki odpadło jedno ogniwo. Hemmings wstał i udał się do drzwi.
- Idę sprawdzić, jak
się mają chłopcy, nie spiesz się.
- Okej. – Gdy zniknął
za drzwiami łzy spłynęły po moich policzkach przywracając pamięci ostatnie
wydarzenia.
~*~
(Ashton’s POV)
Widziałem dzisiaj
śmierć człowieka.
Ktoś zginął na moich
oczach.
Ktoś został postrzelony
na moich oczach.
Ktoś oberwał kulką, a
świadkiem tego byłem ja.
Nie. Nie jest ze mną w
porządku. Jest mi niedobrze. Jeszcze chwila i zwymiotuję. Wiem, że nie widać
tego po mnie. Zawsze tłumię w sobie ból i strach. Wiem, że chłopaki oczekują,
że będę silny jak zawsze. Że będę tym, który nas zbierze do kupy i powie co
robić. Ale szczerze? Nie wiem, czy jestem w stanie cokolwiek teraz zrobić czy
powiedzieć. Nie znałem Jamesa, nie był moim kumplem, ale wiem za to, że
przyjaźnił się ze Sky i jak się okazało – z młodym. Nie chcę nawet myśleć jak
bardzo muszą to przeżywać. Skylar i tak wiele przeszła, sam doprowadziłem ją do
apopleksji na chwilę przed śmiercią jej opiekuna. Czułem się jak skończony
dupek i miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Gdyby tylko istniał jakiś sposób,
bym mógł się w jej oczach zrehabilitować…
- Muszę się dowiedzieć,
kto go zabił. – Nieświadomie wypowiedziałem te słowa na głos wytrącając z
zamyślenia Caluma i Michaela.
- Stary, nie mieszaj
się do tego. Ten, kto zabił Jamesa najpewniej będzie chciał zabić też i ciebie,
jak zaczniesz węszyć. – Calum odpowiedział mi suchym tonem. Niestety musiałem
mu przyznać rację.
- Sky ma prawo
dowiedzieć się, kto zabił jej przyjaciela.
- Ja wiem, że chcesz
dobrze, ale to nie jest twój interes. Lepiej trzymaj się od tego z daleka.
Kłopoty przyciągasz jak magnes, nie pakuj się w kolejne z własnej inicjatywy.
- Mógłbym skombinować
policyjne akta. – Michael burknął pod nosem znad miski płatków.
- Clifford stul pysk!
Nie podjudzaj go bardziej. Nie mam zamiaru wyciągać później kul z jego wątroby!
- Mógłbyś się włamać do
ich systemu?
- A myślisz, że
dlaczego Calum jeszcze nie siedzi za buchnięcie radiowozu?
- Zrobisz to dzisiaj?
- Mogę, ale nie
obiecuję, że będą już wprowadzone do bazy danych
- Dzięki stary. –
Poklepałem bruneta po ramieniu.
W tej chwili usłyszeliśmy
ciche odgłosy kroków na drewnianych schodach. Luke postanowił pokazać się
światu. Jego cera przybrała odcień papieru, potargane włosy wywijały się we
wszystkie strony, worki pod oczami były wielkości Cieśniny Beringa. Wyglądem
przypominał raczej zombie, albo wampira po zatruciu pokarmowym, niż człowieka.
- Jak się czujesz,
młody? – Hood rzucił w jego stronę.
- Lepiej niż Skylar.
Dzięki za pomoc wczoraj. Nie wiem, czy sam byłbym w stanie cokolwiek zrobić.
- Nie ma sprawy, całe
szczęście, że tam byliśmy.
- Nie wiem jak się wam
odwdzięczę. – Blondyn usiadł zrezygnowany przy aneksie kuchennym, po czym dodał
– Włączcie wiadomości, może się czegoś dowiemy.
Michael, który już
zajął miejsce przy laptopie włączył pierwszą lepszą stację z lokalnymi newsami.
Prezenterka ubrana w biznesowy kostium stała pod teatrem, w którym poprzedniej
nocy odbywał się koncert. Okolica zabezpieczona była wszystkim dobrze znaną,
żółtą taśmą policyjną. Wokół zbierali się fotoreporterzy, a funkcjonariusze
policji zbierali materiał dowodowy. Kobieta mówiła pełnym trwogi głosem do
kamery:
„ Drugiego sierpnia po
północy w tym oto miejscu zginął człowiek. Ofiara to trzydziestoletni James
Bourne – mieszkaniec Sydney o kryminalnej przeszłości. Zginął od strzału z
dużej odległości w głowę przez zamachowca. Póki co nie ustalono tożsamości
sprawcy. Policja nadal przeszukuje miejsce zbrodni oraz przesłuchuje naocznych
świadków, w poszukiwaniu wskazówek, które mogłyby umożliwić schwytanie
napastnika. W ciągu ostatniego miesiąca w Sydney zginęło już sześcioro osób.
Możemy się domyślać, że ofiary zginęły z rąk jednego człowieka. Świadczy o tym
brak jakiegokolwiek zatuszowania zbrodni – zupełnie jakby sprawca chciał
zastraszyć społeczeństwo. Policja póki co nie wysuwa podejrzeń odnośnie
tożsamości sprawcy. Czekamy na oficjalne informacje od prokuratury, która już
zajęła się sprawą. Czy mamy do czynienia z seryjnym mordercą? Czy też z porachunkami
gangów?”
- Oh stulcie pyski,
tylko sieją panikę. – Warknąłem na telewizor, po czym go wyłączyłem. – Masz już
coś Michael?
- Szukam… szuuuuuukam…
zaraz się dokopię. Jezu Bourne ma niezłą kartotekę. Samochody, prochy, rozboje,
poplecznictwo. Wyszedł za dobre sprawowanie, był na warunkowym. Dokumentów
dotyczących zabójstwa jeszcze nie ma.
- No to kiszka.
- Chyba, że zadzwonię
to Martina. On nam powie co i jak. – Hemmings ni stąd ni z owąd wyskoczył z
pomysłem.
- Rodriguez jeszcze
jest w policji? Myślałem, że go za prochy wyjebali. – Clifford wyglądał na naprawdę
zdziwionego.
- Jeszcze się jakoś
trzyma, zaraz do niego zadzwonię. – Chłopak wstał, po czym wykręcił numer w
telefonie i wyszedł na taras.
~*~
(Skylar’s POV)
Długo zbierałam się w
sobie, by w końcu wstać z łóżka i udać się do łazienki. Zimny prysznic nieco
mnie otrzeźwił i dodał energii by stanąć przed lustrem i spojrzeć na siebie.
Wyglądałam jak ostatnie nieszczęście. Z torebki wyjęłam korektor i puder,
dzięki którym pozbyłam się worków pod oczami. Mokre, świeżo umyte włosy
zostawiłam do wyschnięcia. W sypialni naciągnęłam na siebie koszulkę mamy Luke’a
dziękując bogu, że kobieta ma gust. Zwykły biały podkoszulek na długi rękaw był
nieco przy duży, jednak spełniał swoje zadanie. Byłam gotowa na spotkanie z
rzeczywistością. Powoli pokonywałam każdy kolejny schodek prowadzący na parter
czując jak coraz bardziej brakuje mi sił. Wzięłam głęboki oddech, by nie
rozpłakać się przed czwórką nastolatków i stanęłam w progu. Nie zauważyli mnie.
Luke właśnie wrócił z
tarasu z telefonem w ręku. Zwrócił się do Ashtona.
- Rodriguez mówi, że pocisk
był kalibru 12 mm, więc ktoś używał broni snajperskiej. Chłopaki w policji podejrzewają,
że za zabójstwami może stać człowiek Judda.
- Kim do cholery jest
Judd? – Ashton był zaintrygowany wiadomością od blondyna.
- Nie mam pojęcia.
Podsłuchałem raz przypadkowo jak James o nim gadał. Myślę, że tu mamy nasz
trop. Ashton odwrócił się w stronę nieznanego mi chłopaka siedzącego przy
laptopie.
- Clifford, znajdź
jakieś info. – Wkroczyłam do akcji.
- Kto ci pozwolił
grzebać w aktach mojego przyjaciela! –Wrzasnęłam na kolesia o niebieskich
włosach, po czym szybkim krokiem podeszłam do Irwina, który stał zmieszany
oczekując mojej reakcji. Z całej siły pchnęłam go w klatkę piersiową zmuszając
jego ciało do poddania się. Chłopak oparł się o stół w próbie utrzymania
równowagi.
- Nie masz prawa
grzebać w jego przeszłości! Gówno mnie obchodzi po co to robisz. Sama znajdę
sprawcę, to nie jest twój zasrany interes.
- Sky, ja chcę pomóc.
- Pomożesz nie
mieszając się do tego!
- Uspokój się. Sama nie
dasz rady odszukać winnego. – Luke stanął w obronie kumpla. Spojrzałam na niego
wzrokiem wyrażającym głęboką dezaprobatę.
- Blake, ochłoń
najpierw. Zbyt wiele rzeczy wydarzyło się ostatnimi czasy. Póki co mamy trop.
Jak zechcesz sama zająć się tą sprawą, zrozumiem. Póki co wstrzymaj gniew i
zjedz coś, bo wyglądasz jakbyś miała zaraz zemdleć. – Ashton położył dłonie na
moich ramionach próbując mnie uspokoić. Po moim ciele przeszedł słaby dreszcz,
który zignorowałam. Spoglądał na mnie wzrokiem pełnym współczucia i
zrozumienia. Wiedział jak bardzo mnie zdenerwował i starał się to wszystko
naprawić. Trochę się uspokoiłam. Rozluźniłam mięśnie i wyswobodziłam się z
uścisku, po czym usiadłam przy stole, a chłopcy podsunęli mi przed nos miskę
dziwnych, tęczowych płatków. Ciekawe, czy w swoim składzie mają chociaż jeden
składnik nie będący chemią.
Po zjedzeniu śniadania
usiadłam na kanapie w salonie i tępo patrzyłam się w czarny ekran telewizora.
Luke wyszedł, najpewniej zbierał informacje z otoczenia. Niebieskowłosy koleś,
jak mu tam… Mitchel, czy Michael… nieważne, wciąż coś grzebał przy laptopie –
koleś chyba życia nie ma. Calum, który nie spał całą noc, w końcu zasnął
skulony na fotelu, a Ashton szwendał się po mieszkaniu nie wiedząc co ze sobą
zrobić. W pewnym momencie wypuścił z płuc głośno powietrze i chwycił kluczyki
od auta leżące na stole.
- A ty gdzie się
wybierasz? – Spytałam, gdy ten był już przy drzwiach
- Przeszukać mieszkanie
Bourne’a.
- CO?!
- Luke dał mi adres.
Może się czegoś dowiem.
- Ja ci dam kurwa
jechać do mojego mieszkania! Po moim trupie!
- Czekaj, mieszkałaś z
Jamesem? – Ashton był wyraźnie zaskoczony.
- Aż tak cię to dziwi?
Nigdzie nie jedziesz!
- Nie zatrzymasz
mnie. – Blondyn szybko zniknął na
zewnątrz.
~*~
(Ashton’s POV)
Wsiadłem do samochodu i
już miałem przekręcić klucz w stacyjce, gdy ktoś zajął miejsce na fotelu
pasażera. Oczywiście była to Skylar Blake.
- Wysiądź z wozu.
- Nie. Jadę z tobą,
albo nie jedziemy wcale.
- Nie chcę oglądać cię
ryczącej nad ciuchami przyjaciela.
- Jestem silniejsza niż
myślisz. Poza tym, jak masz zamiar wejść do środka?
- Chciałem się włamać? –
Ashton pokręcił głową. W jego głosie była wyczuwalna irytacja. Wywróciłam
oczami i pomachałam mu przed nosem kluczami.
- Jedź. – Powiedziałam stanowczo.
~*~
(Skylar's POV)
Mieszkanie stało nienaruszone.
Nadal na kanapie w salonie walały się puszki po piwie, brud na naczyniach
pozostawionych w zlewie zdążył zaschnąć, a na stole w kuchni stał kubek z już
zimną herbatą, której nie zdążyłam wypić poprzedniego dnia. Ashton rozglądał
się po mieszkaniu z pewnym wahaniem, jakby bał się, że go pobiję jeśli dotknie
się czegokolwiek.
- Nie krępuj się
szperać, po to tu jesteś. Prawda?
- Ekhm, tak. Masz rację.
– chłopak spojrzał na mnie ukradkiem, po czym zajął się przeglądaniem komody w
salonie. Ja tym czasem udałam się do pokoju Bourne’a. Był równie mały jak mój i
równie minimalistyczni urządzony. NA wprost drzwi stała zabudowana szafa. To
był mój pierwszy cel. Otworzyłam białe drzwi i rozsunęłam wieszaki z ubraniami.
Na dole stało kilka pudełek po butach. Otworzyłam pierwsze z nich – były tam
buty, nic dziwnego. W kolejnym również. Trzecie pudełko było strzałem w
dziesiątkę. Pistolet, magazynek naładowany do pełna, nóż snajperski – byłam świadoma,
że James posiada takie cacka, mówił mi co nie co o swojej przeszłości, więc
widok ten mnie tak nie zszokował. Pod spodem leżała teczka. Ostrożnie
wyciągnęłam ją z pudełka i zawołałam Ashtona, który zjawił się po chwili. Widok
pistoletu nieco go zmieszał, ale po chwili sięgnął po broń i zaczął oglądać ją
z zaciekawieniem.
- Niezłe cacko, ciekawe
skąd je wytrzasnął.
- Weź go sobie i nie
pokazuj mi na oczy. Lepiej zobacz, co jeszcze znalazłam. Irwin z zadowoleniem
ukrył pistolet w spodniach i kucnął przy mnie. Otworzyłam teczkę, a w niej –
pełno wycinków z gazet, zdjęć, kopii akt policyjnych… Zaczęłam przeglądać
zdjęcia jedno po drugim, niektóre były wyciągnięte z kartoteki. Szczególnie
jednym zaciekawił się Ashton.
- Czy to nie jest…
- Harry Judd. –
Przeczytałam imię i nazwisko widniejące na tabliczce, którą trzymał. – Znasz go?
- Policja wiąże go ze
śmiercią Jamesa. Podobno jest jakimś gangs…
- usłyszeliśmy szczęk otwieranych drzwi. Momentalnie wstrzymaliśmy
oddech. Spojrzałam na Ashtona, on na mnie, potem na teczkę, ja również. Nasze
spojrzenia ponownie się skrzyżowały.
- Do szafy. – Szepnęłam i nie musiałam powtarzać. Irwin
chwycił pudło i wszedł do komórki, ja zrobiłam to samo. Zamknąwszy drzwi pogrążyliśmy
się w ciemności. Jedynie cienka smuga światła przebijała się przez niewielką
szparę. Staliśmy ściśnięci w na niecałym metrze kwadratowym powierzchni
przygnieceni ubraniami mojego niedawno zmarłego przyjaciela. Nie dzieliła nas
żadna odległość. Czułam na swoim karku płytki oddech blondyna. Los ma dziwne
poczucie humoru. Czy kiedykolwiek przypuszczałam, że będę musiała ściskać się z
Irwinem w szafie? Przez myśl mi to nie przeszło. Niewygodna pozycja utrudniała
mi oddychanie, więc delikatnie poruszyłam się, by wyprostować ręce. Nie dało
się tego zrobić bez obmacania strategicznych, nazwijmy to, punktów na ciele
Ashtona. Wolałam nie myśleć, co teraz działo się w jego głowie.
- A myślałem, że już
wyrośliśmy z gry w 7 minut w niebie.
- Nawet w takiej chwili
nie umiesz oszczędzić sobie tanich tekstów? Serio Ashton? Trochę powagi.
- Chciałem rozluźnić
napięcie. – Chciałam coś odpowiedzieć,
lecz w tym momencie ktoś wszedł do pomieszczenia. Po raz kolejny wstrzymaliśmy
oddech, nie widząc się nawzajem spoglądaliśmy sobie w oczy. Ja to czułam i on
też. Strach, jak czułam w tym momencie był niewyobrażalny. Serce waliło mi jak
oszalałe, tak samo jak serce Irwina, umysł podsuwał najróżniejsze scenariusze
dotyczącego tego, jak skończy się całe przedstawienie. Żaden z nich nie
przewidywał happy endu. Nieznajomy przechadzał się po pokoju, przystanął na
chwilę przed oknem, po czym leniwym krokiem opuścił pomieszczenie. Po chwili
usłyszeliśmy szczęk zamykanych drzwi. Wraz z Ashtonem staliśmy w bezruchu
jeszcze jakieś pięć minut, nim nie upewniliśmy się, że na pewno nikogo w domu
nie ma.
Pierwszy z szafy
wyszedł Irwin. Wciąż się trzęsąc podążyłam za nim i zamknęłam białe drzwi
modląc się, bym nigdy więcej nie musiała tam wracać.
- Chyba nabawiłam się
klaustrofobii.
- Ciesz się, że to
twoje największe zmartwienie w tej chwili. Nie wiem kim był ten koleś, ale coś
czuję, ze wygraliśmy życie na loterii. – Blondyn przeczesał palcami czuprynę,
po czym ostrożnie wychylił głowę na przedpokój. – Sprawdźmy, czy na pewno
nikogo tu nie ma.
Po upewnieniu się, że mieszkanie
jest puste zrobiliśmy zdjęcia artykułom oraz aktom i od razu przesłaliśmy je do
Michaela, po czym ukryliśmy dobrze teczkę z powrotem w szafie. W pośpiechu
spakowałam swoje rzeczy wiedząc, że nie wrócę tu w najbliższej przyszłości. Nie
po tym, co się dzisiaj stało i ruszyliśmy do wyjścia. Ashton otworzył białe
drzwi wejściowe, a w progu ujrzeliśmy dwójkę rosłych mężczyzn w wieku 25-30 lat.
Jeden z nich był blondynem, drugi szatynem, oboje mieli wytatuowane ramiona.
Stali trzymając w rękach czarne worki.
- O kurwa. – Usłyszałam
szept Irwina. Mężczyźni uśmiechnęli się do nas, a blondyn powiedział:
- Państwo pozwolą z
nami. – Po czym narzucili nam na głowy worki.
BOSKI JAK ZAWSZE <3 - Grubcio
OdpowiedzUsuńTo się dzieje! Tak myślałam, że z Jamesem tak lekko nie będzie i albo będzie ciężko ranny, albo właśnie umrze. No i Sky i Ashton w szafie -szkoda, że okoliczności takie nieciekawe. xd Czekam na nexta! ;)
OdpowiedzUsuńnominowałam ciebie do liebster awards http://dark-and-black-gang.blogspot.com/2014/08/liebster-awards.html
OdpowiedzUsuń