wtorek, 12 sierpnia 2014

Rozdział IX

Soundtrack: 
Arctic Monkeys - R U Mine? (wiem wiem, nie pasuje, ale właśnie do tej piosenki pisałam rozdział...:P)


~*~
(Skylar's POV)

- Ee, czy ktoś mógłby zdjąć ze mnie ten worek? Chyba mam atak klaustrofobii. – Usłyszałam ironiczną uwagę Ashtona, gdy samochód, do którego nas wepchnięto ruszył. Czy ten czub w ogóle myśli? No ja rozumiem, jest sfrustrowany, bo nam obojgu zarzucono na głowy pofarbowane na czarno lniane worki niczym zwierzętom idącym na ubój, ale po jasną cholerę chce się wdawać w rozmowę z kolesiami, którzy najprawdopodobniej celują w nas z broni palnej?!
- Stul pysk smarkaczu, albo wpakuję ci kulkę w łeb. Uprzedzam, że w trumnie nie trudno o klaustrofobię. – Rzekł jeden z mężczyzn, wyraźnie podirytowany.
- No okej. Ostrzegam jednak, że mój żołądek może nie wytrzymać aż takiego stresu, jeśli wiecie o czym mówię. – Czy on na serio chce się pożegnać z życiem i pozbawić go również mnie? Na tyle, na ile miejsce w samochodzie pozwoliło, kopnęłam swojego towarzysza w kostkę, dając mu znać, by się zamknął. Niestety ten nie miał takiego zamiaru.
- Ouć, widzicie? Moja koleżanka również źle znosi stres.
- Poynter, zdejmij im te worki. Mam dość uwag gnojka. – Ten drugi najwyraźniej również się zdenerwował. Wcale mu się nie dziwię…

Po chwili worki zniknęły z naszych głów. Jechaliśmy gdzieś dużym autem z przyciemnianymi szybami. Na przednim siedzeniu od strony pasażera siedział blondyn o wydatnej szczęce i niebieskich oczach. Jasne włosy w nieładzie opadały na ramiona. Ubrany był w koszulkę Nirvany z podwiniętymi rękawami ukazującymi wymyślny tatuaż na prawym ramieniu. Celował do nas z broni małego kalibru wyposażonej w tłumik, by nie przyciągać tłumu gapiów w razie potrzeby jej użycia. Jego wygląd aż się prosił o kąśliwą uwagę ze strony Ashtona, na którą nie musiałam długo czekać.
- Hej, Cobain! Fajny t-shirt. Twoją ulubioną piosenką jest ‘Smells like teen spirit’ czy też może „In Bloom”? – Irwin jak zwykle nie mógł utrzymać języka za zębami, jakby jego życie zależało od irytowania innych ludzi. Uśmiechał się przy tym tak dumnie, że sama miałam ochotę go zastrzelić.
- Ashton, może następnym razem gdy będziesz po kimś jechał upewnij się, że nie celuje do ciebie z pistoletu, okej?
- Słuchaj dziewczyny. Ma trochę więcej oleju w głowie. – Mężczyzna siedzący za kierownicą skierował się do Ashtona bardzo spokojnym i pełnym opanowania tonem.
- Ej ej, ja tylko chciałem porozmawiać z kimś, kto ma podobny gust muzyczny do mnie. Nie każdy musi słuchać Biebera, Sky…
- No z tym Bieberem to na serio przegiąłeś. Ej kolego, mogę pożyczyć broń? – Powiedziałam do blondyna z naprzeciwka. Ten się roześmiał.
- Chyba nie będę musiał brudzić sobie rączek. Twoja dziewczyna mnie wyręczy. – Na tę uwagę odpowiedziałam pełnym politowania spojrzeniem.
- Przepraszam bardzo, czy ja wyglądam na kogoś, kto żywi jakiekolwiek pozytywne uczucia do tego debila obok?
- Auć, Skylar kochanie, zraniłaś mnie. Myślałem, że nasza miłość jest wieczna!
- Przymknij się Irwin. Gdzie nas wieziecie? – Spytałam porywaczy. Jako pierwszy odezwał się kierowca.
- Pewna osoba bardzo chce was poznać. Jedziemy właśnie do niej.
- Dużo mi to nie mówi. Jakieś imię? Nazwisko? Kolor włosów? Znak zodiaku?
- Dowiecie się za parę minut.
- Jak to? – Spytałam zdziwiona. W tej chwili samochód zatrzymał się gwałtownie. Czarny van zaparkował na placu przed magazynem, w przemysłowej dzielnicy miasta. Nim zdążyłam się przyjrzeć opuszczonemu hangarowi czarny worek powrócił na moją głowę.

Wraz z Irwinem zostaliśmy wyciągnięci z auta i zaprowadzeni do środka ogromnej hali przemysłowej. Echo, jakie rozchodziło się przy każdym kroku przyprawiało mnie o dreszcze. Momentalnie zrobiło mi się słabo, tętno przyspieszyło do zawrotnej prędkości, a zimny pot spływał po karku. Czułam, że cokolwiek nas czeka w tym miejscu, nie będzie to kolacja przy świecach z walczykiem i deserem. Brutalnie ciągnięta za ramię przez jednego z porywaczy potknęłam się o wystającą na parę milimetrów płytę. Mój oprawca tylko szarpnął mnie mocniej, po czym kontynuował marsz. W końcu dotarliśmy do miejsca przeznaczenia. Byłam pewna, że nawet po zdjęciu worka nie zobaczę wiele. Ciemność jaka panowała w pozbawionym elektryczności magazynie była przytłaczająca. Powietrze pełne wilgoci wypełnione zapachem kurzu i przepalonego oleju było tak ciężkie, że z trudem łapałam oddech. Gdy stanęliśmy, zostałam pchnięta na krzesło. Podobnie stało się z Ashtonem. Mężczyzna, który mnie prowadził, nie bawiąc się w delikatności przywiązał mnie z całej siły do siedzenia pilnując, by moje pole manewrów było dostatecznie ograniczone. Nadgarstki jeszcze raz zostały przewiązane ostrą linką, która przy każdym poruszeniu wbijała się mocniej utrudniając krążenie. Gdy syknęłam z bólu, koleś zaśmiał się jedynie i pociągnął za nią, a ta poraniła mi ręce do krwi.

- Ej, co wy jej robicie? Zostawcie ją w spokoju! – Ashton spytał oburzony, gdy wydałam z siebie cichy jęk.
- Stul pysk gówniarzu, bo zaraz zranimy ją jeszcze bardziej. – Irwin nie odezwał się już słowem. W końcu nasi oprawcy zdjęli nam worki z głów, po czym odeszli bez słowa. Blondyn milczał, aż mężczyźni zniknęli nam z pola widzenia.
- Wszystko w porządku? – Spytał w końcu szeptem.
- Jest cudnie. Dwa dni temu zginął mój najlepszy przyjaciel, właśnie zostałam porwana i to na dodatek z tobą. Za chwilę najprawdopodobniej zginiemy, jest wprost zajebiście… Najlepsze jest to, że gdy ja próbuję tu przetrwać, ty się wdajesz w konwersację z kolesiem, który niemalże trzyma ci lufę przy skroni.  – Ashton zaczął chichotać. – Bawi cię ta sytuacja Irwin?
- Musisz przyznać, że jego mina była bezcenna, gdy nazwałem go Cobain.
- Przysięgam na Boga, jeśli wyjdziemy stąd żywi, to osobiście cię uduszę. Nawet nie wiesz jak bardzo mam ochotę zatopić swoje paznokcie w twojej szyi.
- A więc mówisz, że jesteś dzika w łóżku…
- No bardzo. Wprost marzę, byś mnie przywiązał do łóżka tą swoją bandamą. – Odparłam ironicznie.
- A myślisz, że dlaczego non stop je noszę? Nigdy nie wiadomo, kiedy mogą się przydać. – Blondyn puścił mi oczko, na co jedynie westchnęłam ciężko.
- Tani podrywacz z ciebie. – Dodałam po chwili.
- Wolisz kwiatki i czekoladki? – Blondyn uniósł brew. Gdy nie odpowiedziałam kontynuował pytanie: - A może końskie zaloty? Chociaż pewnie nie… To może kino? Kolacja?
- Oh przymknij się już Irwin.
- Tylko jeśli zamkniesz mi usta pocałunkiem. – Spojrzałam wymownie na Ashtona, który złożył usta w dziubek ewidentnie chcąc mnie wkurzyć. Wzięłam głęboki oddech i zamknęłam oczy w duchu pytając się „za jakie grzechy”.
Naszą konwersację przerwały odgłosy kroków rozchodzące się głuchym echem w pomieszczeniu. Chód ten był spokojny, pewny siebie, niespieszny. Osoba, która się do nas zbliżała na pewno nie była jednym z porywaczy, a to oznaczało, że mieliśmy do czynienia z ich szefem. Serce waliło mi jak oszalałe, po rozbieganym spojrzeniu Ashtona mogłam stwierdzić, że on również mało nie srał w gacie ze strachu. Tajemniczy mężczyzna w końcu się odezwał.
- Witam was serdecznie. Mam nadzieję, że moi chłopcy mile was przyjęli.
- Byłoby milej, gdyby nie te worki na głowie.
- Oh, przykro mi słyszeć, że odczuł pan dyskomfort. Następnym razem użyjemy plastikowych reklamówek. – Ashton głośno przełknął ślinę. Ja również na chwilę wstrzymałam oddech. Mężczyzna w końcu wyłonił się spośród cieni. Przed nami stanął postawny mężczyzna o kwadratowej szczęce i ciemnoniebieskich oczach. Dwudniowy zarost nadawał jego twarzy charakteru, a krótko przystrzyżone włosy przywodziły na myśl wojskowe fryzury. Przez szary t-shirt przebijał się zarys mięśni, rękawy opinały się na potężnych bicepsach. Na pierwszy rzut oka można by było pomylić go z tępym osiłkiem, gdyby nie przerażająca inteligencja bijąca od jego spojrzenia. Spokojnie zmierzył wzrokiem, najpierw Ashtona, a potem mnie, po czym cmoknął ustami.
- Pozwólcie, że się przedstawię, nazywam się Harry Judd. Mężczyźni, którzy was przywieźli pracują dla mnie. Zechcecie może wyjaśnić, co robiliście w domu zmarłego człowieka?
-  Przyjechaliśmy, po ubrania. Mieszkam tam. – Odpowiedziałam szczerze. Lepsze to niż jakiś z dupy wzięty tekst Irwina.
- A to ciekawe. Znacie się z Jamesem… – A może jednak nie... Judda zaciekawiła moja odpowiedź,  przysunął się bliżej i spojrzał mi prosto w oczy. – W takim razie pewnie mówił wam co nieco o mnie oraz moich znajomych…

Nie odpowiedziałam. Najbezpieczniej było trzymać teraz język za zębami. Płynęła od niego dziwna energia, której nie potrafiłam określić. Na pewno nie były to jednak przyjazne prądy. Przeszywający wzrok mojego rozmówcy sprawił, że żołądek podskoczył mi do gardła. Kątem oka spojrzałam na Ashtona, na którego twarzy malował się niepokój, ale również ciekawość. Czyżby myślał, że posiadam jakieś informacje na temat Harrego Judda?  Szybko skupiłam uwagę na swoim rozmówcy próbując wytrzymać jego filtrujące spojrzenie. Trzydziestolatek nie zdradzał swoją miną żadnych myśli czy też uczuć. Gdy skończył przyglądać mi się uważnie, wyprostował sylwetkę i podszedł do Irwina.
- Nie są państwo zbyt rozmowni dzisiaj. Rozumiem, stresująca sytuacja, nie znacie mnie, siedzicie tu przywiązani, nie wiecie dlaczego. Też bym się zamknął w sobie. – Judd oparł dłonie na ramionach blondyna, który napiął wszystkie mięśnie i spojrzał na mnie z niepokojem. W tym momencie rozległ się cichy dzwonek wiadomości tekstowej. Mężczyzna sięgnął do kieszeni po telefon. Wiadomość, którą otrzymał wyraźnie go usatysfakcjonowała, gdyż lekki uśmiech pojawił się na jego – do tej pory – pokerowej twarzy. Wstrzymałam oddech. Mężczyzna jednak tylko poklepał Irwina po ramieniu i uśmiechnął się do mnie, po czym powiedział:
- Panno Hayes, a może powinienem powiedzieć… panno Blake. Bardzo mi miło panią poznać. Pana również, panie Irwin. – Serce mało nie wyskoczyło mi z piersi. W czasie, gdy my czekaliśmy tutaj przywiązani do krzeseł, ktoś szukał informacji na nasz temat. No pięknie. Ciekawe jak wiele zdążyli się dowiedzieć. Podczas gdy zarówno ja, jak i mój towarzysz niedoli potrzebowaliśmy natychmiastowej pomocy kardiologa, Harry Judd kontynuował swoją wypowiedź.
- Złodziej i oszustka. I to całkiem nieźli, bo jak widzę kartoteki prawie czyste. Kradzieże kieszonkowe, przekręty finansowe, joyriding, kradzieże samochodów… Nie boicie się zabrudzić sobie rączek.
- Ma się ten talent. – Ashton próbował zabrzmieć dumnie i pewnie, jednak jego głos załamał się w połowie zdania. Judd zaśmiał się pod nosem, po czym gwizdnął. Głośny świst rozprzestrzenił się echem po pomieszczeniu docierając do jego najdalszych zakamarków. Po chwili usłyszeliśmy kroki dwóch osób. Nasi porywacze stanęli u boku Judda, a jeden z nich trzymał w ręku tablet. Harry włożył telefon z powrotem do kieszeni, po czym skrzyżował ręce na piersi, przez co jego mięśnie wydały się jeszcze większe.  
- Zawsze potrafiłem docenić, jak to ująłeś, talent. Dlatego też mam dla was propozycję. Poszukuję kogoś do wykonania paru zleceń. Wasza dwójka nadawałaby się idealnie. Jesteście młodzi, nikt was nie podejrzewa, nie ściga was policja, a macie doświadczenie. No i najważniejsze, znaliście się z Jamesem, a ten miał u mnie pewien dług, którego nie spłacił. – Ostatnie zdanie, wypowiedziane z jego ust zabrzmiało niemalże jak przyznanie się do winy. Nieświadomie wybuchłam histerycznym śmiechem.
- Ha. I myślisz, że tak z marszu się zgodzimy dla ciebie pracować? No, muszę przyznać, że masz zajebiste poczucie humoru.  – Nie udało mi się utrzymać języka za zębami. Ashton również postanowił włączyć się do konwersacji.
- Zgadzam się ze Skylar. Przepraszam za słownictwo, ale chyba cię pojebało. Zjawiasz się znikąd porywasz nas, nie wiedząc nawet kim jesteśmy i oczekujesz, że zechcemy cokolwiek dla ciebie zrobić? - Powiedział pełnym goryczy tonem. Judd westchnął jedynie i kiwnął głową w stronę szatyna, po jego prawej, a ten odpalił urządzenie.
- Chyba nie rozumiecie, w jakiej sytuacji obecnie się znaleźliście. Nie lubię, gdy ktoś węszy wokół spraw, w które nie powinien się mieszać. Nie przepadam również za odmową. Zdajecie sobie sprawę, że zjawianie się w domu martwego oszusta jest dość niebezpieczne, a przede wszystkim głupie? Macie szczęście, że akurat potrzebuję kogoś do wykonania dla mnie pewnych zadań, bo inaczej nie siedzielibyście tu rozmawiając ze mną.  – Ashton teatralnie splunął przez lewe ramię słysząc wypowiedź Judda.
- To raczej chyba ty nie bardzo rozumiesz, że mamy to gdzieś. Nie będziemy twoimi dziwkami od brudnej roboty. – Odpowiedział szorstko, a miny na twarzach Harrego oraz jego kumpli przybrały poważny wyraz.
- Eh, pozwólcie, że wam coś pokażę. Może ten argument wpłynie na waszą decyzję.  

W tym momencie Jones włączył nagranie z kamery na żywo (jednej z tych, które znajdują się na strzeżonych osiedlach oraz na ruchliwych skrzyżowaniach - przy odpowiednich umiejętnościach oraz sprzęcie nie trudno się do takowej podłączyć), która pokazywała Luke’a oraz Caluma stojących przed domem Hemmingsa, pochłoniętych rozmową na jakiś temat. Widać było, że są poddenerwowani – nie dziwię się, od paru godzin nie dostali od nas żadnej wiadomości. Musieli zorientować się, że coś jest nie tak. Po chwili z domu wyszedł Michael podpalając w drodze papierosa i dołączył do konwersacji.  Nagle obraz zniknął, by po chwili powrócić ukazując zamaskowanego mężczyznę, który machał lufą broni do kamery. To było pewne, że znajduje się w tej samej okolicy. Zimny pot oblał mój kark, a w ustach poczułam smak żółci - to żołądek dawał o sobie znać. Nie wiedziałam również, że moje serce potrafi tak mocno walić. Gdyby jakiś lekarz mnie teraz zbadał, to w stetoskopie usłyszałby najpewniej dubstep.
- Sprawa wygląda tak. – Zaczął Judd. – Albo zaczniecie dla mnie pracować, albo każdy z waszych ślicznych kumpli oberwie kulkę, albo dwie. Ewentualnie pięć. Tego chyba byśmy nie chcieli.
- Jeśli cokolwiek im zrobisz… - Ashton wysyczał przez zęby, jednak Judd przerwał mu wpół zdania
- Zabijesz mnie? Haha, możesz próbować, ale i tak ci się nie uda. To co, zainteresowani ofertą? Czy mam przedstawić swój ostateczny argument? – W tym momencie Harry uniósł koszulkę ukazując pistolet, do tej pory schowany pod szarym materiałem.
- Co mielibyśmy dla ciebie robić? – Poddałam się. Tak czy siak mamy przejebane, więc po co pogarszać sytuację i skazywać przyjaciół na śmierć? Mamy po zaledwie dziewiętnaście lat. Jesteśmy nikim w porównaniu z Juddem. Nie mamy pojęcia kim on jest, a on pewnie za chwilę będzie wiedział jaką bieliznę mam aktualnie na sobie. Co innego możemy wybrać? Śmierć? No dziękuję bardzo, ale nie skorzystam.
- Póki co macie być w kontakcie. To oznacza, że gdy zadzwoni telefon - odbieracie, dostajecie smsa z miejscem spotkania – zjawiacie się bez gadania. Choćby się waliło, paliło, sralibyście na kiblu czy miziali w samochodzie - zjawiacie się, gdy dostaniecie wezwanie. Tyle musicie póki co wiedzieć. A teraz mój szanowny kolega Poynter odwiezie was do najbliższej stacji metra, byście mogli w spokoju dotrzeć do domu na obiadek u mamusi. – Mężczyzna pstryknął palcami, a jego wspólnicy nas rozwiązali. Po chwili jednak na nasze głowy powróciły czarne worki.

*

Znów znaleźliśmy się w czarnym vanie, który kierował się w stronę centrum miasta. Zanim nas do niego wepchnięto, na naszych telefonach zostały zapisane numery kontaktowe do nowych „pracodawców”. Przez całą drogę Ashton nie odezwał się ani słowem. Ja również nie byłam w nastroju na  pogawędkę. Z głośników radia płynęły dźwięki starego hitu Phila Collinsa „Another Day in Paradise”

‘Kolejny dzień w raju’ – zaśmiałam się cicho w duchu powtarzając tytuł tej piosenki. Jakby życie nie miało już wystarczającego poczucia humoru, musi mi jeszcze wyjeżdżać z taka ironią. W końcu samochód zaparkował na chodniku w pobliżu stacji metra „centrum”. Nim wysiedliśmy, Poynter zdjął nam worki z głów oraz rozwiązał nadgarstki. Wtedy mogliśmy wysiąść z auta jak gdyby nigdy nic. Gdy tylko nasze stopy zetknęły się z podłożem, drzwi czarnego vana zamknęły się, a pojazd odjechał z piskiem opon. Było już późno - gdy spojrzałam na zegarek, ten wskazywał godzinę 19:50. Ręce nadal trzęsły się nam jak galaretki, po całym dniu mocnych ważeń praktycznie słaniałam się na nogach, a świadomość, że od teraz miałam być czyjąś marionetką mało nie doprowadziła mnie do płaczu. Ashton również nie wyglądał najlepiej. Cera poszarzała mu, jakby zobaczył ducha, usta zaciśnięte miał w cienką kreskę. Był wkurwiony, zmieszany, zestresowany, a przede wszystkim czuł się przegrany na starcie. Mną targały w tej chwili dokładnie te same uczucia.

Atak paniki przypłynął nagle powodując wielką falę łez, która zalała moją twarz. Utraciłam jedyną ważną dla mnie rzecz – wolność. Próbowałam się opanować lecz nie dałam rady. Niespodziewanie pomoc nadeszła od strony Irwina choć w nieco innej formie niż bym się tego spodziewała.
- Ej, ej, nie płacz. Wyjdziemy jakoś z tego, znajdziemy sposób. Jak nie my to kto? – blondyn przytulił mnie do siebie mocno i nie puścił choć początkowo chciałam się wyrwać z uścisku. Po chwili, gdy poczułam bicie jego serca – silny lecz spokojny puls, dałam za wygraną. Rytmiczne uderzenia powoli uspokoiły mnie i pozwoliły na opanowanie łez. Nieśmiało wyciągnęłam ręce, by odwzajemnić uścisk. Przez moment dziękowałam Bogu, że był blisko. Mimo naszych niezbyt przyjaznych relacji, ciepło bijące od jego ciała sprawiło, że poczułam komfort, którego brakowało mi od śmierci Jamesa. Poczułam się nieswojo, gdy lekki dreszcz przeszedł mi po plecach ale postanowiłam go zignorować. To był bardzo dziwny, krępujący, a przy tym uroczy gest z jego strony.
- Lepiej? – Usłyszałam pytanie chłopaka.
- Ekhm tak, dziękuję. – Wydukałam cicho wciąż wtulona w blondyna. Ten przysunął twarz do mojej i szepnął do ucha:
-  Tak abstrahując od tematu Judda… Gdy w końcu zdecydujesz się zatopić we mnie swoje pazurki, uprzedź mnie wcześniej okej? Bo wiesz, musze wziąć prysznic i te sprawy… - no i czar prysł.
- Serio Irwin? Ty tak na serio? – Odsunęłam się od chłopaka, który zaśmiał się pod nosem. Momentalnie zapomniałam o całym dzisiejszym zajściu. Skupiłam się na irytacji, której nieustannym powodem był Ashton Irwin.

________________________________________________________________________________________________

Uff kolejny rozdział za mną! Nie mogę powiedzieć, bym była z neigo zadowolona - przynajmniej z drugiej jego połowy. Niestety tak jest, gdy wena odchodzi, a przed tobą jeszcze pół rozdziału do napisania. No nic. Mam nadzieję, że mimo wszytsko Wam się spodoba i nie zabijecie mnie za tę zwłokę z publikacją ^^

Przepraszam za wszystkie błędy i powtórzenia, najprawdopodobnie zauważę je dzisiaj czytając opublikowany już rozdział w łóżku, więc ewentualne poprawki pojawią się jutro :))

PS. Jak widzicie, zmienił się nieco wygląd bloga. Mam nadzieję, że się wam podoba - dużą rolę w ogarnięciu całego tego syfu miała moja przyjaciółka @Amiya_ , która ogarnia blogspota lepiej niż ja :P Remont na blogu przeprowadzony został z jednego wzglęgu  - nudząc się w weekend zrobiłam "plakaty promujące", które Znajdziecie w zakładce "kim oni są?" :)
No, to by było na tyle. Piszcie, co myślicie - zarówno co wam się podobało jak i co było do dupy :)

See ya - Kate xx


8 komentarzy:

  1. Ashton naprawdę mnie dziś rozbawił. Prysznic, serio? hahha a Judd w roli tego złego! Aż sobie wyobraziłam jego akcent, gdy ze spokojem rozmawiał z Ashtonem i Sky. Akcja coraz bardziej się rozkręca!
    A blogspota może ogarniam trochę więcej niż Ty, ale to nadal za mało niż bym chciała xd Muszę się w końcu z tym CSSem bardziej zaprzyjaźnić xdd

    OdpowiedzUsuń
  2. Normalnie wielbię ten fanfic, twój styl i akcję co się dzieje ;u;
    Niby tutaj zbrodnie, porwania, morderstwa itd, a zaraz jakiś docinek i zamiast zdychać z napięcia zaczynam się histerycznie śmiać xD
    Ogólnie cały pomysł na ff mi się podoba, czekam na jakieś zadania dla nich od Judda, o.

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny ! tak dużo się dzieje i wgl ... xd
    podoba mi się Twój styl pisania :)
    pozdrawiam i życzę dużo weny :D
    / @foreveralonexx3

    OdpowiedzUsuń
  4. Super, chce już następny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie sądziłam, ze kiedyś znajdę fanfik z moimi dwoma ulubionymi zespołami, a jednak się udało. :) dziękuję za stworzenie tak świetnego fanfika! Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. A tak btw to ciężko mi sobie wyobrazić chłopaków z Mc
    fly w roli tych "złych", szczególnie Toma.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkim jest ciężko to sobie wyobrazić, tym bardziej chciałam zrobić z nich "tych złych" ^^

      Usuń
  6. KIEDY NOWY ROZDZIAŁ? CZEKAM I CZEKAM :C

    OdpowiedzUsuń