~*~
(Ashton’s POV)
Minął już prawie
tydzień odkąd Skylar Blake zniszczyła moje auto. No dobra, nadal było sprawne,
ale miło byłoby móc odpalić je jednym ruchem kluczyka w stacyjce, a ta niestety
była złamana. Calum miał niemały kłopot ze zdobyciem części zamiennej, bo
przecież musiała być oryginalna. Ten wóz to antyk z 1967 roku, nad którym
pracuję już rok, by doprowadzić je do perfekcji, nie było nawet mowy o
wstawieniu „czegokolwiek”. Ileż to Hood się naklął na mnie szukając tej
stacyjki, aż w końcu Clifford wziął sprawy w swoje ręce i wyszukał kolesia
handlującego oryginalnymi częściami zamiennymi na e-bay’u. Przesyłka przyszła w
piątek wieczorem. Tego samego dnia rodzice Luke’a wyjeżdżali w delegację, po raz
kolejny zostawiając dom do jego dyspozycji. To oznaczało tylko jedno – imprezę.
Dom państwa Hemmings
usytuowany był na obrzeżach dzielnicy – w okolicy apartamentowców ze
strzeżonymi garażami i zielonymi trawnikami. Piętrowy dom był zdecydowanie za
duży jak dla trzyosobowej rodziny, ale gdy ma się pieniądze, to dlaczego ich
nie zainwestować? Otoczenie tutaj zupełnie odbiegało od tego, w którym
wychowywała się nasza czwórka. Tutejsza młodzież chodziła do prywatnych szkół,
grała w Lacrosse i Krykieta, jeździła sportowymi brykami. My wychowaliśmy się
kopiąc piłkę na podwórku uważając, by nie rozbić szyby sąsiada z naprzeciwka, a
drogę do szkoły pokonywaliśmy cuchnącym autobusem albo na rowerach. Luke nadal należał
do „naszego podwórka” mimo przeprowadzki w to miejsce w wieku 13 lat. Jego
ojciec praktycznie z dnia na dzień dorobił się dość grubej kasy i założył
własną działalność. Niestety zrobił to kosztem wychowania nastoletniego syna,
który no cóż… miał za kumpli mnie, Caluma i Michaela. Gdyby tatuś zajął się
młodym w porę, ten pewnie w tej chwili przygotowywałby się do studiów
prawniczych, albo szedł w ślady ojca wybierając uczelnię, po której zostałby
architektem. Tymczasem Luke był jego „największą porażką życiową”, zmarnowanym
talentem chodzącym do publicznego college’u, bez perspektyw i marzeń. Gdyby
tylko wiedział, że Luke figuruje na liście studentów jedynie dzięki magicznym
sztuczkom Clifforda…
Po raz ostatni
przeciągnąłem szmatką po masce mojego auta, po czym zamknąłem garaż i udałem
się do środka. Kluczyki od wozu rzuciłem na hebanową komodę usytuowaną pod
abstrakcyjnym obrazem w przedpokoju, po czym udałem się schodami na dół – do
piwnicy. Rodzice Hemmingsa, chyba nie chcąc, by ten przynosił im wstyd przy
gościach udostępnili mu całą piwnicę. Dzięki temu Luke miał mieszkanie w
mieszkaniu i praktycznie nigdy nie widywał się ze starymi. Ci i tak wyjeżdżali
na całe miesiące w delegacje pozostawiając go samemu sobie… żyć, nie umierać.
Pokój Luke’a wyglądał jak po przejściu tornada. Puste butelki na ziemi, stos
zwykle poukładanych alfabetycznie płyt rozrzucony był przy drogim sprzęcie
grającym, gdzieniegdzie walały się puste opakowania po chipsach. Towarzystwo
zebrało się do domów około piątej nad ranem. My zostaliśmy – Ja montowałem nową
stacyjkę, a Michael zajmował swoim cielskiem całą kanapę ustawioną po środku
pomieszczenia. Caluma jak zwykle brakowało – pewnie drzemał w sypialni Liz i
Andy’ego, po zabawie z przypadkową laską, która poleciała na jego tani podryw.
Luke również opuścił mieszkanie wcześniej, zawsze wychodził z imprezy przed
wszystkimi zostawiając towarzystwo na mojej głowie. Nie miałem nic przeciwko, z
przyjemnością opróżniałem barek jego starych i korzystałem ze wszelkich
dogodności tego gniazdka. Nie zważając na kumpla o niebieskich włosach
wpakowałem się na kanapę przygniatając jego nogi i tym samym – wybudzając go ze
snu.
- Kurwa Ashton, ja tu
śpię!
- Jest po pierwszej cieciu,
czas wstawać. Gdzie Hood?
- A jak myślisz… Ugh
weź tę dupę z moich nóg! – Mike wyswobodził się zwalając mnie na ziemię, co mój
tyłek odczuł boleśnie upadając wprost na butelkę. Skrzywiłem się, a z moich ust
wydobył się jęk bólu.
- Może by tak
delikatniej Clifford, co?
- Może gdybyś tak
łaskawie nie pakował się na kanapę, na której próbowałem odespać imprezę, to
nie wylądowałbyś na podłodze z butelką w dupie. – Spojrzałem na niego wymownie
i podniosłem się z podłogi. W tym momencie rozczochrany Calum wszedł do pokoju
mało nie potykając się o leżące wszędzie rzeczy.
- Chyba się zakochałem…
- powiedział wpółprzytomny.
- Tsa? – Odparłem
ironicznie. – Jak miała na imię?
- Eee… - Brunet
spojrzał w sufit próbując przypomnieć sobie jakieś informacje o dziewczynie,
którą parę godzin temu zaliczył na piętrze.
– Alice? A może Mary…
- Nie wysilaj się, bo
jeszcze paraliżu dostaniesz.
- Ale mówię ci
Ash. Była piękna i miała takie fajne,
kształtne piersi. I jeszcze żadna nie zrobiła mi tak dobrej…
- Nie kończ! – Wspólnie
z Michaelem jak jeden mąż powstrzymaliśmy kumpla od zwierzeń. Ten westchnął
tylko ciężko i usiadł na oparciu kanapy. Ja tym czasem począłem zbierać płyty układając je, niekoniecznie w
porządku alfabetycznym, z powrotem na półkę. Moją uwagę przykuł kalendarz
zawieszony tuż nad biurkiem Hemmingsa z zaznaczoną dzisiejszą datą. W czerwonym
kółku widniały dwie litery ‘Y’ oraz ‘C’.
- Ej, dzisiaj jest
koncert Yellowcard? - Spytałem
zaciekawiony. Uwielbiam ten zespół. Może nie tak bardzo jak młody, który czasem
słysząc ich piosenkę zachowuje się jak trzynastoletnia fangirl, ale mimo wszystko… koncert? Ja się piszę!
- No, Luke coś
wspominał, że się wybiera… Podobno ma bilety VIP - Clifford również podniósł
tyłek z kanapy.
- Skąd ten gnojek
wytrzasnął VIPki?
- Kupił? Zdobył? Nie
wiem, jak chcesz to mogę załatwić też nam. Koncert się chyba jeszcze nie
wyprzedał.
- No to na co czekasz!
Gnojek sam się będzie bawić na koncercie i zostawi nas tu z tym syfem? Po moim
trupie.
- Z tego co wiem, to
chyba nie idzie sam, a z jakąś kumpelą. – Calum przeciągnął się w progu, zanim
zniknął za drzwiami wynosząc torbę wypełnioną opróżnionymi butelkami po
tequili.
- Kumpelą… a ja
myślałem, że on gra do innej drużyny. – Michael ironicznie podsumował to, co
myśli na temat naszego blond kumpla
- Może dlatego to tylko
kumpela… - Zawtórowałem.
~*~
Uwielbiam to uczucie, gdy jadąc motocyklem wiatr
smaga moje ciało. Uwielbiam zawrotną prędkość, z jaką mogę mknąć przez
zatłoczone ulice Sydney. Uwielbiam ten zastrzyk adrenaliny podnoszący tętno
przed każdym zakrętem i chwilę, gdy je mijam, a do moich komórek napływa
endorfina – hormon szczęścia. Lepsze niż jakikolwiek narkotyk. Spieszyłem się
do domu Sky, byłem już trochę spóźniony więc kilka razy złamałem przepisy
próbując dojechać szybciej. Miałem nadzieję, że nigdzie w pobliżu nie ma
policji. Ostatnie czego potrzebowałem, to zatrzymanie przez gliny za
nieprzepisową jazdę. Koniec końców dojechałem pod starą kamienicę i
zaparkowałem swoją maszynę , po cichu mając nadzieję, ze Skylar nie usłyszała
ryku silnika. Tak bardzo jak uwielbiała motocykle, panicznie bała się nimi
jeździć. Dzisiaj miałem ambitny plan to zmienić. Ruszyłem w kierunku klatki
schodowej chowając za plecami kask. Gdy zaszedłem pod drzwi wyciągnąłem rękę,
by zapukać, ale w tym momencie usłyszałem Jamesa rozmawiającego o czymś po
drugiej stronie. Szybko się zorientowałem, że była to rozmowa telefoniczna.
Bourne mówił dziwnie zachrypniętym głosem. Mówił… właściwie to warczał do
słuchawki odgrażając się swojemu rozmówcy. To głupie, tak podsłuchiwać czyjeś
rozmowy lecz nic nie poradzę, że to, co słyszałem automatycznie wzbudziło moją
ciekawość.
„ Możecie sobie mówić, co chcecie. Nie pracuję już
dla was!”
„Czasy dobroci się skończyły! Każ Juddowi wsadzić
sobie ten szantaż w dupę. Na pewno zrobi mu to dobrze!”
„Niech spierdala! Nie będę pionkiem w jego brudnej
grze! Prędzej zdechnę, niż wpakuję się w te gówno ponownie!”
- W co ty się snów wpakowałeś James? – Powiedziałem
do siebie cicho, po czym zapukałem do drzwi. Chwilę później niska brunetka
ubrana na czarno pojawiła się przed moimi oczami.
- Ileż można na ciebie czekać?! Czy chociaż raz zjawisz
się o czasie? I co tam trzymasz za plecami? – Spytała podirytowana
- Hej Sky. Mi też miło cię widzieć.
- Cześć młody! – Usłyszałem Jamesa, który ukazał się
w korytarzu. Widać było, że nieźle oberwał. Ślady pobicia nie były świeże, więc
pewnie dostał jakiś tydzień, może dwa temu. Opuchlizna pod lewym okiem zmalała
na tyle, by blondyn był w stanie w ogóle przymknąć powiekę. Rozcięta warga
pokryta była skrzepem krwi, siniaki na odkrytych ramionach nie były fioletowe -
powoli zmieniały barwę z purpury na zgniłą zieleń, niektóre nawet przybrały
nieco żółtawy odcień.
- Siema James, co ci się stało?
- Starzy znajomi. Nic wielkiego. To co, idziecie na
randkę?
- Wow, wow, przystopuj z tą randką. Idziemy na
koncert. – Zaśmiałem się, podczas gdy Skylar spojrzała na Bourne’a z
politowaniem.
- Pamiętaj, że mamy rozmowę do skończenia. – Rzuciła
w jego stronę zakładając kurtkę. Widać było, że jest na niego wkurzona. Ciekaw
byłem, dlaczego…
- Dobrej zabawy. – Blondyn skinął głową, a ja
odwzajemniłem gest, po czym wręczyłem dziewczynie kask. Spojrzała się na mnie
jak na idiotę.
- Po chuj mi to dajesz?
- Zobaczysz. - Oboje wyszliśmy z mieszkania, po czym
udaliśmy się na parking. Brunetka rozejrzała się zaniepokojona, gdyż nie
zobaczyła w okolicy Range Rovera.
- Gdzie twój wóz? – Spytała.
- Dziś pojedziemy innym środkiem transportu. – Jej
przerażony wzrok mnie rozbawił.
- Eee, to może ja pojadę metrem…
- Nie świruj. Nic ci nie będzie. – Odparłem i
popchnąłem dziewczynę w kierunku czarnej Yamahy.
***
- Już…nigdy…więcej...nigdzie…z…tobą… NIE JADĘ! –
Skylar wykrzyczała ostatnie słowa schodząc roztrzęsiona z motocykla. Przyznaję,
mogłem jechać ostrożniej. Ale gdzie w takim wypadku zabawa?
- Daj spokój, było fajnie.
- Fajnie? FAJNIE?! Pieprzę ciebie i ten twój zasrany
motor! Mało nie dostałam zawału, gdy wyprzedzałeś tę ciężarówkę!
- Tchórz.
- Dupek. – Brunetka odwróciła się na pięcie i ruszyła
w kierunku wejścia do teatru, w którym odbywał się koncert. Westchnąłem ciężko
i ruszyłem za nią.
Bez trudu znaleźliśmy swoje miejsca. Fakt, wolałbym
stać w tłumie przeciskając się do barierek, jednak widok z miejsca VIP też był
niczego sobie. Dodatkowym atutem była możliwość napawania się muzyką bez obawy,
że zostaniesz rozgnieciony niczym robak. Chwilę po naszym przybyciu światła
pociemniały, co oznaczało, że show za chwilę się zacznie. Chyba było po mnie
widać, że nie mogę się doczekać koncertu, aż mnie nosiło i nie potrafiłem stać
spokojnie w miejscu. Sky to zauważyła i się roześmiała.
- Podekscytowany?
- Troszeczkę…
- Widać. – Oboje zaczęliśmy się śmiać.
~*~
(Ashton’s
POV)
Gdy podjechaliśmy pod teatr, do koncertu zostało
parę minut. Clifford jednak załatwił nam VIP-owskie miejscówki, więc nie
martwiłem się o to, że będę musiał stać z lornetką, by móc cokolwiek zobaczyć.
Loża usytuowana była po prawej stronie Sali, na tyle blisko, by widzieć
dokładnie scenę. Cal z Michaelem poszli szukać naszych miejsc, gdy ja rozglądałem
się za blond czupryną. Nie trudno było zlokalizować Hemmingsa będącego wyższym
pod połowy zgromadzonych tu osób. Oczywiście nie stał sam, jednak nie byłem w
stanie rozpoznać osoby stojącej po jego prawej. Zauważyłem, że obok niego jest
wolne miejsce, więc podążyłem w tamtejszym kierunku.
- Siema Luke, co za niespodzianka. – Rzuciłem w
stronę chłopaka, gdy znalazłem się u jego boku. Nie wyglądał na szczególnie
zaskoczonego. W sumie to było dość logiczne, że pojawię się na tym koncercie
jak tylko się o nim dowiem.
- Hej Ashton. Mam nadzieję, że mój dom nadal stoi
nienaruszony… - A ten tylko o jednym…
- O dziwo bawiliśmy się grzecznie. Nie sprawdzałem
wprawdzie pokoju twoich starych, ale w nocy był tam Cal, więc wnioskuję, że nie
jest za ciekawie.
- Coś tam słyszałem…
- Ponoć się zakochał.
- Szybki jest.
- Tak jak jego numerki. – Luke parsknął pod nosem
słysząc moją uwagę.
- O właśnie, bo w sumie to jeszcze nie znacie się z
moją znajomą. – Młody odwrócił się i szturchnął w ramię dziewczynę zapatrzoną w
ekran telefonu. Wyglądała dziwnie znajomo… - Sky, to jest Ashton, Ashton,
poznaj Sk…
- No chyba ty. No ty sobie chyba kurwa jakieś żarty
ze mnie stroisz. Na serio Hemmings?! Skylar Blake?
- O kurwa Ashton. – Brunetka wydawała się byś równie
zaskoczona, co ja. Wszechświat na serio pogrywa sobie ze mną w jakieś dziwne
gierki i bawi się moją psychiką. W tym momencie rozbrzmiały pierwsze dźwięki
utworu rozpoczynającego koncert grupy.
- Chwila… to wy się znacie? – Luke próbował
przekrzyknąć dudnienie basu.
- No kurwa to ona zajumała mi auto i rozpierdoliła
stacyjkę! Zapłacisz mi za to dziwko!
- Jak mnie nazwałeś?! – Sky miała chyba kompleks na
punkcie tego słowa, bo odwróciła się całą sylwetką w moim kierunku stając z
założonymi rękoma. Jej mina wyrażała głęboką pogardę dla mojej osoby. Ja z
reszta miałem podobny wyraz twarzy. Zmierzyłem ją wzrokiem próbując skupić się
na negatywnym aspekcie jej osoby, czyli tym wszystkim co nie było zabójczym
wyglądem i talentem do kradzieży. Co za irytujące małe stworzenie. Gdyby nie
była dziewczyną to już dawno moja pięść spotkałaby się z jej twarzą.
- Słyszałaś księżniczko.
- No to się porobiło… - Luke westchnął ciężko i
spojrzał w górę w momencie, gdy uświadomił sobie, co go za chwilę czeka.
~*~
(Luke’s POV)
Mniej więcej w połowie koncertu miałem dość. Okej,
rozumiem nie lubią się. Nie polubią. Nawet mnie to nie obchodzi. Jak dla mnie
to mogą się pozabijać. Ale nie kurwa na koncercie mojego ulubionego zespołu. Ta
dwójka cały czas łypała na siebie nienawistnymi spojrzeniami, a ja…stałem pomiędzy
nimi. Próbując się skupić na muzyce.
Niestety okazało się to niemożliwe. Gdy po raz
kolejny Ashton skierował w stronę Skylar dwuznaczną uwagę nie wytrzymałem.
Chwyciłem oboje za chabety i przyciągnąłem do siebie tak, by mogli mnie
usłyszeć.
- Jeśli zaraz się nie zamkniecie to obiecuję wam, że
każdemu osobiście wbiję scyzoryk znajdujący się obecnie w mojej kieszeni w oko.
A potem w krtań, tak by mieć pewność, że nie wydacie z siebie już ani słowa.
Jak macie zamiar się kłócić zróbcie to na zewnątrz i dajcie człowiekowi
posłuchać w spokoju zajebistej muzyki. Bo TAK SIĘ KURWA NIE DA!
- Boże, Hemmings, nie widziałem cię jeszcze w takim
stanie…
- Morda w kubeł Irwin, ja nie żartowałem.
- Ugh masz rację Luke, ja wychodzę. Nie mam zamiaru
gapić się na tę wiewiórzą gębę.
- Serio? Tylko na tyle Cię stać?
-
Czy oni tak na serio????
- Wypierdalać! Powiedziałem na tyle głośno, by
dotarło do obojga. Irwin jedynie wywrócił oczami, a Sky prychnęła teatralnie,
co spotkało się z moim wymownym spojrzeniem, które najwyraźniej podziałało, bo
oboje ruszyli w kierunku wyjścia.
~*~
(Ashton’s
POV)
Ile jeszcze razy wpadnę na tę dziewczynę, zanim
zrobię jej krzywdę?!
Wyszedłem poirytowany z budynku i zapaliłem
papierosa jak tylko moje stopy zetknęły się z chodnikiem. Wieczór był dość chłodny,
a przede wszystkim wietrzny, więc mało co widziałem przez włosy wpadające mi na
oczy. Gwałtownie zgarnąłem je z twarzy i wypuściłem smugę dymu z ust. Przeklęta
Skylar Blake… pojawia się wszędzie tam, gdzie akurat jestem ja i psuje
wszystko. Już na pamięć znam to spojrzenie, którym była łaskawa obdarowywać
mnie przy każdym spotkaniu.
CO ZA IRYTUJĄCA KOBIETA!
Fakt, podziwiam ją. Jest zdolną oszustką i całkiem
niezłą aktorką. Fakt, podoba mi się i jest intrygująca. Dziwię się, że Luke jej
jeszcze nie przeleciał (choć, kto go tam wie, może i to zrobił… albo faktycznie
jest gejem). Sam jeszcze niedawno fantazjowałem o ostrej jeździe z nią na
tylnym siedzeniu mojego camaro, ale po ostatniej akcji Skylar Blake ma szansę
zbliżyć się do mojego auta tylko jako zwłoki w worku zapakowane do bagażnika,
albo pod jego kołami. A najlepiej najpierw pod kołami, a potem w worku… Gdy tak
wyobrażałem sobie piękną scenę zabójstwa, obiekt tych fantazji pojawił się
przed moimi oczami. Pełen złości, naruszając jak zwykle, moją przestrzeń
osobistą.
- Jaki jest twój problem koleś?! Nie możesz znieść,
że laska jest od ciebie lepsza, co? – Dziewczyna o kasztanowych włosach
krzyczała na całą ulicę zwracając uwagę przechodniów. Wywróciłem oczami i
wypuściłem dym z papierosa wprost na jej twarz. Jej mina była bezcenna.
- Po co ten pretensjonalny ton kochanie? Po co ten
krzyk i złość? Przyznaję, jesteś całkiem niezła, w sumie to jesteś tak dobra
jak ja, jeśli chodzi o kradzież. Na ładne ciuszki pewnie jesteś w stanie sobie
spokojnie zarobić. Komóreczkę i samochód pewnie i tak dostałaś od rodziców na
gwiazdkę. Spoko, rozumiem, sam kradnę dla przyjemności. Nie potrafisz jednak
znieść uwag na swój temat. Trochę dystansu złotko. – Wygiąłem usta w
półuśmiechu i nie tracąc kontaktu wzrokowego z rozmówczynią rzuciłem szluga na
chodnik.
- Oh proszę, i kto to mówi? Megaloman z obsesją na
punkcie starego grata, o tak wielkim ego, że zaczynam się zastanawiać jak
małego musisz mieć w spodniach. Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo się różnimy!
– Dziewczyna zaczynała tracić cierpliwość.
- Swoim, jak go nazwałaś „małym”, to ja się mogę
pochwalić, ale nie chcę przyprawić pozostałych mężczyzn tutaj o kompleksy. Na
prywatny pokaz zapraszam do swojego grata. Po wszystkim pewnie dasz mi rabat. –
Gdy tylko wypowiedziałem ostatnie słowa dotarło do mnie, że przegiąłem. Skylar
Blake stała przede mną wyraźnie dotknięta i zdecydowanie wkurwiona z otwartymi
ustami i łzami w oczach. Automatycznie począłem szukać słów wyjaśnienia. Nie
mogłem pozwolić jej przecież rozpłakać się na ulicy. Dziewczyna miała jakiś
problem, który niechcący udawało mi się poruszać trochę za często. Otworzyłem
usta, by ją przeprosić
- Sky, ja…
- Wiesz co? Nie. Już nic nie mów. Lepiej posłuchaj
uważnie. Prosiłam cię, byś nie nazywał mnie dziwką. Nigdy, ale to PRZENIGDY!
- Dlaczego masz na tym punkcie straszną schizę? Jesteśmy
dość podobni, oboje kradniemy dla zabawy. Fakt, mam trochę niewybredne pociski,
ale zluzuj trochę z tonu.
- Schizę? Kurwa, jaki ty jesteś bezczelnie głupi.
Nie masz pojęcia, co przeszłam w życiu. Nie wiesz jak bardzo się różnimy…
- To mnie oświeć.
- Proszę bardzo. Uciekłam z domu w wieku siedemnastu
lat. Wiesz dlaczego? Bo mój pożal się boże ojciec mnie molestował i znęcał się nade
mną psychicznie – Zatkało mnie. Takiej informacji nie spodziewałem się usłyszeć.
Skylar była cała roztrzęsiona, a po jej oblanych rumieńcem policzkach było
widać, że wcale nie chce poruszać tego tematu. Pierwsza łza spłynęła po twarzydziewczyny,
gdy ta kontynuowała wypowiedź.
– Chcesz wiedzieć jak się czułam? Jak dziwka. Gdy mój
kochany tatuś dotykał mnie w miejscach, w których nikt nie powinien dotykać
własnego dziecka. Gdy podczas próby przeciwstawienia mu się przyduszał mnie
poduszką tak, bym przestała krzyczeć i nie obudziła matki, która z resztą
doskonale wiedziała, co dzieje się w moim pokoju nocą. Czułam się brudna,
wykorzystana i zbrukana. Dziwka – to jest bardzo dobre określenie. No więc co
mi pozostało? Któregoś dnia ukradłam ojcu kartę i wypłaciłam z banku wszystkie pieniądze,
potem przyjechałam tutaj. A tutaj? A jakiś koleś chciał mnie zgwałcić. Fajnie,
co nie? Z deszczu pod rynnę kurwa. Twój najlepszy kumpel uratował mi życie. Pokazał
mi wasz świat i wiesz co? Ten świat jest zajebisty. Mógłby być jeszcze lepszy,
ale przyszło mi oglądać twoją gębę. Zadowolony? Podobała się bajeczka na dobranoc?
– Sky skąpana była we łzach, a mi pękło serce. Ledwo ją znałem, a już zdążyłem przysporzyć
jej tyle cierpienia, wywołując bolesne wspomnienia. Stałem tak przez chwilę
milcząc, nie wiedziałem co powiedzieć. Właśnie opowiedziała mi historię swojego
życia, chyba nie spodziewała się, że przyjmę to na spokojnie?!
Koncert dobiegł końca i w tym momencie otoczył nas
tłum ludzi wylewających się z teatru. Lada moment dołączą do naszej dwójki
chłopcy. Luke pewnie mi przypierdoli, gdy zobaczy w jakim stanie jest jego przyjaciółka
i w sumie to mi się należy. Podrapałem się po czole szukając odpowiednich słów.
Niestety miałem kompletną pustkę w głowie. Blake próbowała wytrzeć łzy rękawem
rozmazując przy tym cały makijaż. Zdjąłem bandamę z włosów i podałem ją
dziewczynie, a ta popatrzyła na mnie jak na kompletnego kretyna.
- Przepraszam, nie mam chusteczek. I przepraszam, że
przeze mnie płaczesz. Jestem kretynem, nie wiedziałem co przeszłaś.
- No raczej. –
Brunetka otarła łzy. Ciekawe ile czasu zajmie teraz odplamianie tego całego
tuszu… - Po prostu oszczędź sobie dwuznacznych tekstów, a będzie spoko. –
Odpowiedziała spoglądając w niebo, na którym mimo braku chmur trudno było
szukać gwiazd. Wiatr ucichł, lecz nadal robiło się coraz chłodniej. Ludzie
głośno komentowali koncert zatrzymując się w pobliżu na papierosa, czy po
prostu, by pogadać. Nasza dwójka stała tak w milczeniu jeszcze przez chwilę,
gdy nagle wyraz twarzy Sky się zmienił. Spoglądała w tłum zaintrygowana. Zwróciłem
głowę w tym samym kierunku i dostrzegłem kuśtykającego blondyna, który zmierzał
w naszą stronę.
- James? Co do cholery? – Powiedziała półgłosem.
~*~
(Luke’s POV)
Ostatnie uderzenia
perkusji, ostatnie pociągnięcia smyczkiem, ostatni gitarowy riff… W genialny
sposób zakończył się koncert Yellowcard
wiecznie żywym hitem „Ocean Avenue”. Niesamowite przeżycie usłyszeć ten
kawałek na żywo. Naładowany pozytywną energią, zapomniawszy o słabym początku
imprezy począłem przeciskać się w tłumie szukając wyjścia. Michael z Calumem
podążali tuż za mną. Nie powiem, byłem ciekaw gdzie zniknął Irwin oraz Sky,
najpewniej kłócili się gdzieś pod klubem zakłócając ciszę nocną. W sumie
dobrze, że wyszli. Miałem okazję napawać się tym wydarzeniem w spokoju.
W końcu dotarłem do
drzwi wyjściowych i wydostałem się na zewnątrz. Była już noc. Na bezchmurnym
niebie widniał jedynie półksiężyc, powietrze stało w miejscu, jakby na coś
czekało. Ludzie przepychali się, każdy kierując się w swoją stronę, nie
zważając na innych. Rozejrzałem się w koło, ale wszędzie dostrzegałem jedynie
obce twarze.
Wtedy zobaczyłem
Jamesa. Kulał na prawą nogę, ale zdeterminowany zmierzał w moim kierunku.
Nie, nie w moim… W
kierunku Skylar i Ashtona stojących na środku chodnika na wprost mnie.
Odwróceni tyłem również patrzyli w stronę trzydziestolatka. Gdy ten podszedł do
nich, począł coś nerwowo opowiadać, jednak stałem za daleko, by móc odczytać
cokolwiek z ruchu warg.
- Kim jest ten koleś,
co stoi z Ashtonem i Skylar? – Calum stanął obok mnie, również zaciekawiony tą
sceną.
- Nie mam pojęcia.
- Czy mi się wydaje czy
to jest… Brunet wskazał palcem mały, czerwony punkt migotający na kurtce
Skylar. Ten mały czerwony punkcik powoli poruszał się zmierzając w kierunku jej
karku, by po chwili zniknąć i pojawić się w innym miejscu. Na blond czuprynie
Bourne’a. Rzuciłem się do biegu, a z moich ust wydobył się krzyk przerażenia.
- James!
Wtedy padł strzał.
___________________________________________________________________________________________
Ale się działo! Może teraz Ashton trochę się pohamuje z głupimi tekstami, a Sky szkoda trochę. No i ciekawe, czy James przeżyje! Czekam na następny rozdział. :D
OdpowiedzUsuń