niedziela, 6 lipca 2014

Rozdział V

Uwaga! Rozdział obfituje w wulgaryzmy i dwuznaczności - czytasz na własną odpowiedzialność...

Myślę, że piosenka "Girls/Fast Cars" grupy The Wombats wpasuje się w nastrój tego rozdziału idealnie :)

~*~
(Ashton's POV)
Prędkościomierz wskazywał już 180 km/h, a samochód wciąż przyspieszał. Mknęliśmy wraz z Calumem dwupasmówką, co chwila wyprzedzając trąbiące na nas samochody. Dawno nie prowadziłem sportowego auta, a Mercedes SL R231 do najwolniejszych samochodów nie należy. Silnik V8, 435 koni pod maską - każdy facet marzy o takim cacku. Widząc przed sobą pustą jezdnię przycisnąłem pedał gazu aż do samej podłogi. Ryk, jaki wydobył się z silnika przyprawił nas o dreszcz ekscytacji. Spojrzałem się na Hooda, który mimo późnej pory z zadowoleniem obserwował otoczenie przez szkła okularów przeciwsłonecznych.  Sięgnąłem ręką do pokrętła radia, by podkręcić głośność, gdy usłyszałem przerażony krzyk Cal’a

- Ashton! 

Z zawrotną prędkością zbliżaliśmy się do czarnego Astona Martina, który pojawił się znikąd.  Wydawało mi się, że całe życie przeleciało mi przed oczami, ale nie miałem zamiaru zginąć w wypadku samochodowym… nie dzisiaj. Momentalnie zdjąłem nogę z gazu dając po hamulcach i przekręciłem kierownicę zjeżdżając na drugi pas. W ostatniej chwili wóz zjechał na drugi pas i wyminął czarne auto, usłyszeliśmy jednak odgłos urwanego lusterka… jak się później okazało – nie naszego.

- Kto cię nauczył jeździć! Irwin kurwa, mogłeś nas zabić!!! – Calum przywalił z całej siły w ramię. Chyba nie jestem ciekaw jak wielkiego ujrzę jutro siniaka.
- Ej, uważaj co? Wybiłeś mi bark. - Zwolniłem do 120km/h i wypuściłem powietrze z płuc. Nie pamiętam już jak długo wstrzymywałem oddech.
- Ojoj, przez tydzień nie zwalisz konia. Należy ci się za to, co właśnie odjebałeś!
- Spoko stary, przecież żyjemy…
- Tsa, żyjemy… Przysięgam, że za chwilę wyciągnę cię za fraki z tego auta i uduszę cię twoją zasraną chustką. Irwin, gdybyś nie zareagował to w tej chwili pewnie całowałbyś to blaszane gówno* na poboczu, a twoje flaki zbieraliby z asfaltu… moje z resztą też. Dlaczego w ogóle ty prowadzisz?!
- Sorry, że nie przytrzymałem ci drzwi, gdy właściciel wybiegł z mieszkania.
- Ugh, zjedź z drogi, musimy wymienić tablice… Calum wpatrywał się gniewnie w jakiś punkt przed sobą i próbował uspokoić oddech. Posłusznie zjechałem przy najbliższej okazji z jezdni i skierowałem się w stronę naszej dzielnicy. Calum przestał się odzywać, więc jechaliśmy w ciszy… no, nie do końca. Z radia wydobywały się dźwięki jakiejś gównianej piosenki, którą ostatnio puszczają wszędzie… wyświetlacz pokazywał bardzo inteligentną nazwę: The Chainsmokers - #Selfie.
- Gdzie spotykamy się z chłopakami? – Spytałem, przerywając ciszę między nami. Calum łaskawie odwrócił wzrok w moją stronę.
- U Michaela, tam nas zgarną i jedziemy do… Co to kurwa jest?! – Hood spojrzał się na radio, a na jego twarzy malował się wyraz dezorientacji i jednoczesnego obrzydzenia. – Weź mi to kurwa wyłącz! Jezu… chyba spadło mi IQ.
- I tak nie było zbyt wysokie.
- Nadal wyższe niż u ciebie…

~*~
(Skylar's POV)
Gdy tylko Luke zniknął na klatce schodowej James ruszył do kuchni, po czym wyciągnął z lodówki piwo. Laptop, który stał odpalony na stoliku pokazywał stronę z wiadomościami z Sydney. Bourne pociągnął łyk z butelki i usiadł przy stole, po czym zaczął przeglądać witrynę.
- Zobaczmy, co tu mamy… Oznaki, że facet cię zdradza… Wzrost bezrobocia w kraju… Zwłoki prostytutki znalezione w bogatej dzielnicy…
- Młody australijski band podbija listy przebojów… – przeczytałam kolejny news stając mu za plecami. – Podsiadłeś mnie, a teraz złaź…
- Pamiętaj kto mieszka u kogo. Słuchaj, wybieram się dzisiaj do klubu, muszę ogarnąć parę spraw… chcesz się przejść?
- Ehh, wiesz jak bardzo kocham takie miejsca – wywróciłam oczami i usidłam naprzeciwko niego. – ale dobra, mów co to za klub…
- Nazywa się „Bullet”, czy jakoś tak. Pomyślałem, że posiedzisz chwilę sama, rozerwiesz się, a potem możemy gdzieś iść.
- Co znów wykombinowałeś.
- Nic, muszę się z kimś spotkać, ale…
- wolisz mieć wsparcie w razie czego?
- Tak bym tego nie nazwał…
- Ok, zostanę twoją przyzwoitką. – James wyszczerzył zęby w uśmiechu. 

Jeszcze przez chwilę rozmawialiśmy o tak zwanej „dupie Maryni”, po tym udałam się do swojego pokoju. Nie było w nim wiele, ot zaledwie łóżko na stalowej ramie, szafa i małe biurko. Na ścianach wisiały minimalistyczne plakaty oświetlone jednokolorowymi lampkami choinkowymi. Nad biurkiem na tablicy korkowej miałam mapę Sydney z zaznaczonymi różnokolorowymi pinezkami miejsca – pierwszej kradzieży, lokalizacje najciekawszych przekrętów, okolice, w których nie powinnam się już więcej pokazywać…
Ostatnio dodałam do niej nowy kolor pinezek – miejsca, w których spotkałam tego pożal się boże „złodzieja” - Ashtona Irwina.  
Z rezygnacją otworzyłam szafę wypatrując w niej czegoś, co nadawałoby się do klubu. Padło na prześwitującą, czarną koszulę bez rękawów oraz ciemne rurki.
- Skórzana kurtka, obcasy i będzie cacy – powiedziałam sama do siebie, po czym zamknęłam się w łazience. Dwie godziny później, gdy udało mi się doprowadzić do względnego ładu włosy tworząc z wielkiej burzy loków delikatne fale, a twarz pokryta została odpowiednią ilością podkładu, różu do policzków oraz tuszu do rzęs byłam gotowa do wyjścia. Wraz z Jamesem przekroczyliśmy próg mieszkania i ruszyliśmy do klubu.

~*~
(Ashton's POV)
Po dzisiejszym incydencie żaden z chłopaków nie dał mi usiąść za kierownicą. Ba, musiałem usiąść na tylnym siedzeniu mojego własnego auta wraz z Michaelem. Miejsce za kierownicą zajął Calum, a Luke – jak to Luke - wciąż przełączał piosenki w poszukiwaniu tej jednej, wyjątkowej, pasującej do jego aktualnego nastroju.
- Mógłbyś zostawić to radio w spokoju? – Rzuciłem w jego kierunku podirytowany.
- Hmm pomyślmy… nie. – Hemmings zawzięcie wciskał przycisk next, aż w końcu  znalazł to, czego chciał. Z głośników wydobyły się pierwsze dźwięki „Jump Into The Fog” zespołu The Wombats, dopiero wtedy zadowolony rozsiadł się w fotelu pasażera. W końcu zajechaliśmy pod klub, gdzie czekała kolejka chętnych by wejść i się zabawić.
- Nie mówiłeś, że jest tu selekcja. – Michael zdezorientowany spojrzał na swój strój – wytartą koszulę flanelową z napisem IDIOT na plecach, porwane rurki, zielone włosy. Luke tylko zmierzył go wzrokiem i się roześmiał.
- Patrz i podziwiaj. – Rzucił w stronę kumpla, po czym poprawił kurtkę i ruszył wymijając kolejkę prosto do ochroniarza. Po chwili cała nasza czwórka znalazła się w środku. Klub należał do jednego z lepszych w tej części Sydney. Wiecie o co chodzi, bogate dziewczyny w kusych spódniczkach, drogi alkohol, ładne oświetlenie, dobry DJ…
- Ochroniarz to mój klient. – Powiedział z nieukrywaną pewnością siebie blondyn. – Ja się ulatniam, czas to pieniądz. Spotkamy się za godzinę. – dodał, po czym oddalił się w tłumie. Spojrzeliśmy z chłopakami po sobie.
- No tak, Hemmings i jego „znajomości”. - Stwierdził ironicznie Michael.

*
(Ashton's POV)
Po pewnym czasie zgubiliśmy w tłumie Caluma, który pewnie podrywał na parkiecie jakieś laski. Wraz z Michaelem zajęliśmy więc miejsce za barem. Clifford nie wydawał się być zachwycony wizytą w klubie. Zdecydowanie preferował domowe libacje w małym gronie. Ja nie narzekałem. Miałem stąd świetny widok na barmankę obdarzoną niezłymi…warunkami. Sącząc powoli drinka mierzyłem ją wzrokiem, gdy ta stała tyłem.
- Powinieneś być bardziej dyskretny. – usłyszałem prześmiewczą uwagę Michaela.
- Dałbym się przez nią zaciągnąć na tylne siedzenie mojego camaro. – Westchnąłem i spojrzałem na kumpla
- Ha, za wysokie progi Nie rozbieraj jej tak wzrokiem.
- Słuchaj przyjaciela, może się zrobić niezręcznie – wysoka brunetka stanęła przede mną i uśmiechnęła się zalotnie. – Podać coś jeszcze?
- No hej, jestem Ashton. – Posłałem jej szelmowski uśmiech.
- Ej Camille! Jest problem na magazynie. – Jakiś barman podszedł do barmanki, która jak się okazało była też właścicielką klubu.
- Już idę, obsłuż kolegę. – Piękna brunetka ulotniła się.
- Wszystko okej? Może chcesz chusteczkę?
- Morda Michael! – Łyknąłem resztę drinka znajdującego się w szklance i rozejrzałem się po otoczeniu. Moją uwagę przykuła inna, dość atrakcyjna brunetka – aktualnie flirtująca…. a nie, przepraszam, okradająca jakiegoś napalonego kolesia. Szepcząc mu coś do ucha jednocześnie pozbawiała go wszystkiego – pieniędzy, telefonu, nawet kluczy.
 - No proszę, kogo ja widzę, Skylar Blake we własnej osobie…

~*~
(Skylar's POV)
Nienawidzę klubów. Nienawidzę tej muzyki i tych świateł. Nienawidzę pijanych kolesi z lepkimi łapami. Kocham za to ich okradać i wykorzystywać. Koleś, którego właśnie okradłam ze wszystkiego co miał właśnie kierował się w stronę łazienki, gdzie powiedziałam, że będę. Oh, no cóż, przykro mi, ale mnie tam nie zastanie. Zadowolona z siebie podeszłam do baru i poprosiłam o mohito. Po mojej prawej jakiś facet w stanie wskazującym sączył browara i próbował nawiązać jakże inteligentną konwersację z blondynką siedzącą obok niego, a telefon, który jak mniemam, był jego własnością leżał sobie tak samotnie czekając, aż ktoś go ukradnie.
- Nie możesz sobie odmówić co? – Usłyszałam znajomy, irytujący głos za plecami. Czy los musi być tak irytującym małym ch*jem?!?!?!?!
- Wiesz jak jest, kobieta pracująca, żadnej pracy się nie boi. – odwróciłam wzrok w stronę chłopaka, który właśnie się przysiadł. Miał na sobie koszulkę Joy Division i oczywiście bandamę na czole. Blond loki wystawały ze wszystkich stron tworząc w sumie uroczy widok. Jaka szkoda, że człowiek obdarzony tak sympatyczną twarzą musi być tak irytujący. – Cześć Ashton. 

~*~
(Ashton's POV)
- Ładnie dziś wyglądasz Sky… to twój strój roboczy? – uśmiechnąłem się ironicznie. Moja ręka sięgnęła w tym czasie za brunetkę zabierając telefon pijanego bywalca klubu.
- Tak, w środy zakładam różowy. – odpowiedziała z równie wymuszoną uprzejmością.
- Pozwolisz, ze skorzystam? – pomachałem jej przed nosem białym iPhonem 5.
- Nie krępuj się.
- W sumie w jedną noc mogłabyś sobie zarobić na taki sam, nieużywany… z twoimi warunkami. 

 Lubiłem wyprowadzać ludzi z równowagi. Oczywiście nie mogłem sobie odmówić zmierzenia dziewczyny wzrokiem. Miała na sobie prześwitującą koszulę oraz obcisłe rurki, a z jej nogami…(brałbym). No oczywiście fakt, że najprawdopodobniej ją to wkurzy sprawiał, że nawet się z tym nie kryłem. Po chwili znów przeniosłem swój wzrok wyżej skupiając się na jej wyrazie twarzy. Przybrała ona maskę spokoju i pewności siebie, brązowe loki opadające na twarz przysłaniały zaróżowione policzki, a zielone oczy prześwietlały mnie na wylot.
- Co masz na myśli – spytała.
- No wiesz, żadna praca nie hańbi jak to mówią. –  Okej, chyba posunąłem się ciut za daleko… w mojej głowie ta uwaga nie brzmiała tak dwuznacznie i chamsko. Byłem pewien, że zaraz zostanę potraktowany wiązanką epitetów na swój temat. Dziewczyna jednak nie zrobiła żadnej z tych rzeczy, zamiast tego odstawiła powoli kieliszek na ladę i zmierzyła mnie wzrokiem. Następnie podniosła się ze stołka barowego, po czym – jak to miała w zwyczaju – zmniejszyła między nami dystans. Momentalnie podskoczył mi puls. Nie takiej reakcji się spodziewałem.
- Masz rację Ashton, nie hańbi. – Pewnie wyszeptałaby te słowa, gdyby nie głośna muzyka. Poczułem dłoń delikatnie muskającą moje udo. Mimowolnie uniosłem się na siedzeniu. Szczupłe palce brunetki sunęły coraz wyżej, a ona sama przybliżyła usta do mojego ucha
- To co, chcesz sprawdzić czy cię na mnie stać? Może dam ci rabat jeśli sprawisz, że będę mokra szybciej niż ja to zrobię z tobą.
- E, że co? – Nie zdążyłem przetworzyć informacji, gdy zimna stróżka alkoholowego płynu rozlała mi się po rozporku. No po prostu szczyt upokorzenia.
- Nie jestem dziwką Ashton. A już na pewno nie byłabym twoją.
- Ej Sky, to nie tak… - gratulacje Irwin, po raz kolejny.
- Mam gdzieś, co masz do powiedzenia, idź być dupkiem gdzie indziej…- brunetka wyprostowała się i odeszła od baru kierując się w stronę parkietu, a ja siedziałem w osłupieniu do czasu, gdy usłyszałem śmiech Michaela.
- Widzę, że jednak umoczyłeś. – Zielonowłosy chłopak ledwo powstrzymywał się od gwałtownego śmiechu.
- Zamknij się Clifford. – Wywróciłem oczami i poprosiłem o kolejnego drinka jako, że mój poprzedni znajdował się teraz na moich spodniach. Tak bardzo jak nie przepadałem za Skylar Blake, nie powinienem był kierować tego typu uwag w jej stronę. To było chamskie i miała pełne prawo zrobić to, co zrobiła. Po raz kolejny skarciłem się w myślach za niewyparzony język jednocześnie wypatrując w tłumie Caluma oraz Luke’a. Nie miałem ochoty dłużej bawić w tym klubie, a Hemmings był jedynym niepijącym dzisiaj…tak dużo. Mój wzrok napotkał dwójkę ochroniarzy, która wynosiła nieprzytomnego faceta w wieku ok. trzydziestki z sektora VIP. Po chwili w tym samym miejscu pojawił się Luke idący w naszą stronę.

~*~
(Skylar's POV)
Brak mi słów, żeby opisać jak bardzo działa mi na nerwy ten koleś! Jeszcze miał czelność nazwać mnie dziwką! Wiem, że pewnie zrobił to nieświadomie, ale mimo wszystko. Nie żałuję swojej reakcji, żałuję, że nie była ostrzejsza. Wytrącił mnie z równowagi… Miałam dość, chciałam wyjść z tego klubu jak najszybciej i zaszyć się w swoim pokoju. Otworzyłam metalowe drzwi i wyszłam na zewnątrz. Oprócz mnie w okolicy stały jedynie pojedyncze osoby i małe grupki, które wyszły „na papierosa”. Był środek nocy i zrobiło się dość chłodno. Dzięki bogu zabrałam ze sobą swoją skórzaną kurtkę. Odeszłam parę kroków dalej i poczęłam rozglądać się za taksówką, gdy nagle usłyszałam szczęk zawiasów. Odwróciłam głowę w kierunku drzwi, które otworzyły się ponownie, a na chodniku wylądował wpółprzytomny mężczyzna o blond włosach.
- O mój boże, James! – Krzyk przerażenia wydobył się z moich płuc.

*bariera energochłonna… no, wiecie o co chodzi :P 

____________________________________________________________________________________________

Nie mogę powiedzieć, bym była zadowolona z tego rozdziału. Męczyłam go i męczyłam niezmiernie długo, a też i sam rozdział jest trochę o niczym, ale jak każdy - musiał być napisany, by pchnąć akcję do przodu, także mam nadzieję, że nie zanudziłam Was nim kompletnie. 

Bez względu na to czy wam się podobał czy nie - komentujcie, chętnie poznam Waszą opinię, która jest dla mnie niezmiernie ważna, a jeśli wam się podobał to dajcie głos również na WATTPADZIE :))

Oh i jeszcze jedna sprawa. Bardzo serdecznie polecam bloga Amanda Says, na którym umieszaczane są recenzje filmów oraz książek, a być może pojawi się również jakaś recenzja fanfiction... kto wie. Bardzo przyjemnie napisany :D

Oh iiiii jeszcze BARDZO polecam fanfiction 10marzeń napisany przez jakże cudowną @irwinxhat. Najbardziej majndfakowe fanfiction jakie przyszło mi czytać :P



3 komentarze:

  1. Nie jest wcale źle, mi się rozdział podobał. I dobrze tak Ashtonowi! :D
    Chyba wiem też, kto pomoże teraz Skylar z Jamesem... :D Czekam na następny rozdział!
    I dziękuję za reklamę ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ogólnie super, swietnie piszesz, dobry pomysł na ff, tylko cholernie mnie denerwuje jedna rzecz, czasami musze 2-3 razy przeczytać całość, żeby ogarnąć kto do kogo mówi itp. jakoś tak dziwnie to jest Np.skay cos powie
    -blablabla-a tu opisujesz kogoś innego
    Potem są wymiany zdan i nie piszesz co kto powiedział, moze tylko mnie to nurtuje, ale po prostu chcialam zebys wiedziała :)
    @jileyful

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz <333 (również za słowa krytyki :P) Jako autorka wiem, kto co mówi w dialogach i w mojej głowie mają one sens, wszystko jest przejrzyste. Ale no właśnie... to są moje dialogi więc nie wiem czy są one również czytelne dla odbiorcy :P Także dzięki za tę uwagę, postaram się pisać je przejrzyściej :))

      Usuń