Tym razem jako soundtrack zapraszam do przesłuchania pisoenki "The City" zespołu The 1975 :))
((((W razie, gdyby ktoś nie ogarnął, to tekst pochyłym drukiem oznacza retrospekcje :D ))))
~*~
(Skylar’s
POV)
Co
ja najlepszego robię?! – Pytałam sama siebie przestępując próg jednego z klubów
w Sydney. No dobra, określenie „klub” jest chyba zbytnim eufemizmem w tym
wypadku. Lokal, do którego weszłam był zwykłą speluną z tanim alkoholem –
idealne miejsce dla studentów, którzy chcą odreagować harówkę na uczelni oraz
raj dla małolatów z fałszywym ID. Sama z resztą należę do tej drugiej grupy.
Nie pomyślałabym wcześniej, że fałszywy dowód, który wyrobiła mi kumpela na
szesnaste urodziny będzie tak przydatny w mojej obecnej sytuacji. Potrzebowałam
odreagować ostatnie tygodnie, a okazja na to raczej nieprędko się pojawi.
Niespecjalnie przejmowałam się swoim strojem, niekoniecznie pasującym do tego
typu miejsc. Chyba byłam jedyną osobą w jeansach, tenisówkach i czarnym
wyciągniętym topie wśród morza cekinowych kiecek, butów na platformach i kusych
bluzeczek. Pakując się dwa tygodnie temu raczej nie myślałam o zabraniu ciuchów
na imprezę…
Ciężkie
basy rozbrzmiewały w mojej piersi, gdy kroczyłam korytarzem prowadzącym do
głównego pomieszczenia. Nie było jeszcze północy, a parkiet wypełniony był po
brzegi wijącymi się w rytm muzyki ludźmi. Zapach alkoholu i trawki unosił się w
powietrzu wdzierając się do nozdrzy, a migające, neonowe światła utrudniały
widoczność. W końcu usiadłam zrezygnowana przy barze i poczęłam przyglądać się
otoczeniu.
-
Cola czy Sprite? – Donośny głos barmana wyrwał mnie z zamyślenia. Koleś
doskonale wiedział, że jestem niepełnoletnia, dlatego też patrzył na mnie pobłażliwie
jednocześnie wycierając szklankę od whisky. Obrzuciłam go pełnym pogardy
spojrzeniem, po czym wskazałam głową na szklankę.
-
Danielsa. – Nienawidzę whisky, ale jak się upić, to na bogato, prawda? Żadnych
kolorowych drinków, tylko ja i najobrzydliwszy napój pod słońcem. Na moje słowa
barman uśmiechnął się ukazując rząd prostych białych zębów.
-
Co powiesz jednak na colę? – Jeszcze tego brakowało, człowiek przychodzi się
upić, a ci mu coca-colę wciskają. Uniosłam się lekko na krześle zmniejszając
dystans między mną, a barmanem i spojrzałam mu prosto w oczy odpowiadając z
uśmiechem:
-
Posłuchaj kolego. Oboje wiemy, że przychodzą tutaj piętnastoletnie dzieci i
upijają się do nieprzytomności smakowym piwem, a ja naprawdę nie mam ochoty na
droczenie się z tobą. Mam za sobą bardzo ciężkie dwa tygodnie, nie znam tego
miasta, nie mam gdzie mieszkać, nie mam pracy, o mały włos nie potrącił mnie
dzisiaj jakiś wariat drogowy i ogółem moje życie jest do dupy w tym momencie.
Przyszłam tutaj jak człowiek napić się i odreagować, a ty mi chcesz właśnie
odmówić tej…przyjemności. A więc albo dasz mi tego Jacka Danielsa, a ja ci za
niego zapłacę, albo za chwilę zostaniesz wykastrowany wężykiem od piwa.
Zrozumiano? - Barman patrzył się na mnie
zdezorientowany, po chwili sięgnął jednak po butelkę z czarną etykietką.
-
Zrozumiano. Ta kolejka na koszt firmy.
-
Z colą poproszę. – Posłałam mu uroczy uśmiech, a ten pokręcił głową z uznaniem.
Po chwili moja trucizna stała przede mną, czekając aż zamoczę w niej usta.
*
Muzyka
w tym klubie bardzo szybko zaczęła mnie irytować. Mimowolnie jednak czekając na
kolejną kolejkę nuciłam pod nosem melodię do kawałka, który brzmiał identycznie
jak pięć poprzednich. Wpatrzona w sufit nie zauważyłam, jak przysiadł się do
mnie młody chłopak.
-
David Guetta, zdecydowanie nie mój styl… - Usłyszałam po swojej lewej niski,
ale młodzieńczy głos.
-
To Guetta? Fajnie wiedzieć… - odpowiedziałam na odczepnego.
-
Myślałem, że kojarzysz, nucisz już kolejną piosenkę.
-
Wszystkie brzmią identycznie. – Spojrzałam w jego kierunku. Chłopak
zdecydowanie nie powinien przebywać w tym klubie. Mógł mieć maksimum
siedemnaście lat. Spod czapki z daszkiem wystawały mu blond kosmyki, poza tym
ubrany był całkiem na czarno. Najwyraźniej znał się z barmanem, gdyż podali
sobie dłonie jak tylko ten postawił mi kolejnego drinka przed nosem.
-
Masz rację. – Blondyn uśmiechnął się do mnie, po czym dodał: - Nie widziałem
cię tu wcześniej. -Nie byłam pewna czego chciał, ani dlaczego w ogóle się
przysiadł więc założyłam najbardziej oczywistą odpowiedź na to pytanie.
-
Nie jestem zainteresowana.
-
A kto powiedział, że ja jestem. Czekam tu na kogoś, po prostu stwierdziłem
fakt. Skąd jesteś?
-
Spoza miasta. Ile ty w ogóle masz lat dziecko?
-
Dwadzieścia.
-
A ja mam na imię Gandalf. – Chłopak znów się zaśmiał i wyciągnął dowód,
oczywiście podrabiany.
-
Podobno dwadzieścia… a ty?
-
Podobno dwadzieścia dwa.
-
A w rzeczywistości?
-
Obchodzi cię to?
-
Niespecjalnie, po prostu zagajam rozmowę. – Mój rozmówca odwrócił się w stronę
sali lustrując wzrokiem otoczenie. Przygryzał w tym czasie wargę, w której
tkwił kolczyk.
-
A powiesz chociaż jak… - Nie zdążyłam dokończyć zdania, gdy zauważyłam jak
podszedł do nas wysoki, chudy chłopak i zaczął szeptać blondynowi do ucha.
Kątem oka dostrzegłam, jak w tym samym czasie wymieniają się czymś. Domyśliłam
się, że najprawdopodobniej jest to trawka, a mój nowy znajomy to najzwyczajniej
w świecie dealer, który chce znaleźć nowego kupca. Wywróciłam oczami i uniosłam
szklankę do ust, ale w tym momencie chłopak odwrócił się w moim kierunku.
-
Na twoim miejscu nie brałbym do ust czegoś, czego nie upilnowałem chwilę
wcześniej.
-
Co sugerujesz?
-
Sugeruję jedynie, że w takim miejscu jak to powinnaś pilnować swoich drinków.
-
I mówi mi to dealer.
-
Ja tylko handluję. Niektórzy jednak lubią pójść sobie na zaplecze z ładnymi,
nie do końca świadomymi dziewczynami.
-
Dzięki, ale wiem co robię
-
Ja cię tylko ostrzegam. Baw się dobrze… - Blondyn wstał z krzesła.
-
Hej, nie powiesz jak się nazywasz?
-
Luke…
~*~
(Ashton’s
POV)
- Gdzie znów się
podział Hemmings?! Czy ten gnojek nie może chociaż raz zjawić się o czasie w
wyznaczonym miejscu?! Kiedyś go ukatrupię, przysięgam na boga… - Syknąłem przez
zęby gasząc papierosa.
- Wyluzuj stary. –
Calum oderwał nos od smartfona. – Samochód nie zając, nie ucieknie. No,
najwyżej odjedzie.
- Jak to jest, że nawet
Clifford jest punktualny, a tego nigdy nie ma.
- Ej stary, sam mnie
wyciągnąłeś z domu. Nie wiem nawet po co tu jestem.
- Jak to Mike, nie
wiesz?! Robisz za cheerleaderkę! Baranie mamy akcję do wykonania. – Calum lubił
dogryzać naszemu niebieskowłosemu kumplowi.
- Przymknij się Hood.
Jakby to był pierwszy raz, gdy kradniesz sportowego Merca. – Clifford jak
zwykle pozostawał obojętny na docinki bruneta.
- Pamiętasz co ostatnio
się stało, gdy Calum sam chciał ukraść samochód? Policja ścigała się z nim po
całym mieście.
- No dobra, teraz już
wiem co tu robię…
~*~
(Luke’s
POV)
-
Interes się kręci, co? – Jack spytał mnie zza baru, gdy w końcu usiadłem, by
się napić.
-
Dawno nie miałem tak dobrych obrotów.
-
Ale coś dla znajomego jeszcze zostawiłeś?
-
Dla ciebie, Jack zawsze. – Podsunąłem mu działkę koki schowaną pod banknotem
dziesięciodolarowym. – Daj mi piwo
-
Nie szalejemy dzisiaj?
-
Po ostatnim razie mam dosyć. – Rozejrzałem się po sali. Dochodziła trzecia, a
ludzi w klubie wcale nie ubywało. Trudno jednak było dostrzec jakiekolwiek
oznaki trzeźwości na ich twarzach. Muzyka dobiegająca z głośników była coraz
gorsza, a ja miałem ochotę stąd wyjść. Kątem oka dostrzegłem jak na
wpółprzytomna dziewczyna podąża za dość rosłym kolesiem. Zacząłem lekko jej
współczuć, bo wiedziałem co ją czeka. Tego typu sytuacje zdarzają się tutaj
dość często. Niewyżyci seksualnie kolesie zaciągają głupie laski do magazynu i
je wykorzystują. Odwróciłem wzrok i pociągnąłem łyk piwa, ale wtedy coś mnie
tknęło.
-
Słuchaj, nie wiesz gdzie poszła ta laska, z którą wcześniej gadałem?
-
Ta brunetka? Jakieś piętnaście minut temu flirtowała tu z takim jednym, a teraz
gdzieś zniknęli, a co?
-
Nic nic, dzięki. – odpowiedziałem szybko i wziąłem łyk piwa. Jeszcze raz
spojrzałem w stronę korytarza. Dziewczyna o kasztanowych włosach zniknęła
jednak z mojego pola widzenia. ‘Będziesz tego żałować Hemmings…’ skarciłem się
w duchu i podniosłem się z krzesła.
~*~
(Skylar’s
POV)
Odgłos pukania do drzwi
poderwał mnie z fotela. Skocznym krokiem podbiegłam do zdezelowanych drzwi i
otworzyłam je, a w progu stał przystojniak w niebieskiej flaneli. Powitał mnie
uśmiechem, po czym schylił się, by wejść do środka. Moje, a właściwie mieszkanie
Jamesa, było usytuowane w starej kamienicy z niskim sufitem, dlatego też
chłopak o ponadprzeciętnym wzroście zawsze musiał się nagimnastykować, by
przejść przez drzwi.
- Co tak się trzęsiesz,
nie przypominam sobie, bym ci dał ekstazy.
- Mam coś dla ciebie. –
Pobiegłam do swojej sypialni zostawiając blondyna w przedpokoju. Po chwili
wróciłam trzymając dwa świstki papieru. Luke zaśmiał się pod nosem. - Wiem, jak
bardzo lubisz Yellowcard, a że niedługo grają w Sydney, uznałam że chciałbyś
pójść na ich koncert. Uwaga, kupiłam je! Mogę ci pokazać paragon.
- Zdajesz sobie sprawę,
że i tak bym poszedł na ten koncert?
- Ej! Ja tu próbuję być
dobrą przyjaciółką i zrobić ci przyjemność, a ty mi tak odpowiadasz?! Nie to
nie! – Zrobiłam naburmuszoną minę niczym mała dziewczynka, a Hemmings wybuchnął
śmiechem. Wyjął mi z dłoni bilety i przytulił mnie.
- Dziękuję. Świetny
prezent.
- No, to jest
odpowiednia reakcja.
- Ale musisz iść ze
mną.
- Nie dostałbyś tych
biletów, gdybym miała z tobą nie iść.
- No tak, racja… - tym razem oboje zaczęliśmy się
śmiać. W tym momencie usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi. James wrócił z
warsztatu. Rozmawiał przez telefon, a jego mina wskazywała na to, że jest czymś
zafrasowany.
- A jeśli chodzi o
Judda, to nie wspominaj mu o mnie. Mnie tu nie ma okay? Trzymam cię za słowo.
No na razie, pa.
- Siemasz staruszku. –
Hemmings powitał Bourne’a, gdy ten rozłączył rozmowę.
- Luke! Dawno cię nie
widziałem. Zostajesz? Miałem sprawdzić twój motocykl.
- Może kiedy indziej,
teraz muszę lecieć. Przyszedłem tylko odwiedzić moją ulubioną kleptomankę.
- Zważaj na słowa Hemmings!
– Uderzyłam go lekko w ramię, ale przyznam, że nawet mnie samą rozbawił ten
epitet.
~*~
(Luke’s
POV)
Zza
zamkniętych drzwi dochodziły ciche, błagalne jęki. To oznaczało tylko jedno –
jak zwykle miałem rację i przewidziałem co się stanie. W sumie sam nie
wierzyłem w to, co właśnie miałem zrobić. Po co miałbym ratować jakąś nieznaną laskę,
która sama jest sobie winna? Z drugiej jednak strony chyba sumienie nie dałoby
mi żyć, gdybym sobie odpuścił. Dziewczyna wyglądała na przybitą, pewnie
dzisiejszy dzień nie należał do udanych, a teraz miałoby ją spotkać jeszcze coś
takiego. Nikt nie zasługuje na taki los. Wziąłem głęboki wdech i z całej siły
kopnąłem w zamknięte drzwi wyrywając je ze słabych zawiasów…
~*~
(Ashton’s
POV)
Już zaczynałem tracić
cierpliwość, gdy nagle mój telefon zaczął wibrować. Był to sms od Luke’a.
‘Będę na miejscu za 5
minut. Nie zaczynajcie akcji beze mnie’
- No nareszcie. –
Powiedziałem pod nosem, po czym rzuciłem do chłopaków: - Za 5 minut ruszamy…
~*~
(Skylar’s
POV)
Ocknęłam
się na tylnym siedzeniu jakiegoś samochodu. Z głośników dobiegały dźwięki
piosenki Yellowcard – „Rough Landing, Holly”. Nie pamiętałam, jak się w nim znalazłam, ani
co się stało. Nie byłam w stanie się poruszyć przez przytłaczające uczucie
senności. Cały świat wirował, a ja miałam wrażenie, ze za chwilę moje serce
przestanie bić. Tuż przed tym jak znów odpłynęłam usłyszałam znajomy niski głos
zabarwiony lekką chrypką:
-
Trzymaj się tam, jesteś bezpieczna…
*
Lodowata
woda oblewająca moje ciało przywróciła mnie do przytomności. Z trudem
otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Byłam w łazience, ale
jedyne co widziałam to rozmazane kształty. Ktoś pochylał się nade mną
podtrzymując moją sylwetkę.
-
Boże, ile oni ci tego wsypali… - w głosie mojego wybawiciela słychać było
zmartwienie.
-
Cz..eego? Gdzie…ja…jestem? – Spytałam łamiącym się głosem.
-
Ej, nie zamykaj oczu, patrz na mnie. Mówiłem ci, żebyś pilnowała drinków…
Gdybym nie zareagował to pewnie ten koleś i jego kumple dymaliby cię teraz na
wszystkie strony. Ej! Nie odpływaj znowu, cholera jasna! – Blondyn uderzył mnie
w policzek, co przywróciło mnie do przytomności.
-
L..uke?
-
Nie kurwa, święty Mikołaj, w tym roku dostajesz rózgę za ekstremalną głupotę. Słuchaj
Joanne, albo jakkolwiek się nazywasz…
-
Sky…lar.
-
Ok. Niech ci będzie. Słuchaj Skylar… zostałaś potraktowana pigułką gwałtu i to
sporą dawką. Nie wiem co ci idioci sobie myśleli, ale nie sądzę żebyś stamtąd
wyszła żywa. Nie możesz zasnąć, zrozumiano? ROZUMIESZ?!
-
Mhmmm - pokiwałam głową nie do końca rozumiejąc słowa, które do mnie mówił.
*
Po
jakimś czasie w końcu byłam w stanie jako tako funkcjonować. Nadal nie
wiedziałam, gdzie jestem, ale po swobodzie z jaką Luke poruszał się w tej
przestrzeni wnioskowałam, że jesteśmy w jego domu. Blondyn dał mi suche ubranie
i okrył mnie kocem, za co byłam mu wdzięczna. Po chwili niezręcznej ciszy
chłopak usiadł na krześle naprzeciw mnie i spojrzał się zmartwiony.
-
Dobrze się czujesz?
-
O wiele lepiej, dzięki.
-
Pamiętasz cokolwiek?
-
… Pamiętam rozmowę z tobą, a potem tylko przebłyski. Ostatnie co pamiętam, to
jak podszedł do mnie jakiś koleś.
-
I potem lepiej, żebyś nie pamiętała. Słuchaj, nie wiem czy dotarło do ciebie
cokolwiek z tego co mówiłem niedawno, więc powtórzę. Ten koleś, który do ciebie
podszedł najprawdopodobniej dosypał ci prochów do drinka. O mały włos nie
dostałaś zapaści w samochodzie. – słysząc te słowa poczułam się, jakbym dostała
obuchem. O mały włos nie zginęłam przez własną nieuwagę…
-
Dzięki, mam u ciebie wielki dług.
-
Teraz się tym nie martw. Gdzie mieszkasz?
-
Obecnie w motelu, za parę dni… kto to wie. – Chłopak westchnął słysząc moją
odpowiedź.
-
Uciekłaś z domu, co? – Pokiwałam twierdząco głową spuszczając wzrok.
-
Eh… poczekaj chwilę. – Chłopak wstał z krzesła i wymamrotał sam do siebie
wybierając numer w telefonie – Nie wierzę, że to robię… - Potem wyszedł z
pokoju. Kilkanaście minut później wrócił wyraźnie uspokojony.
-
Nie mogę cię tak zostawić na pastwę losu. Prześpij się spokojnie, jutro kogoś poznasz…
~*~
- Jak to Colt jest w
Sydney?! – Mężczyzna wykrzyczał pytanie do słuchawki telefonu.
- Doszły mnie słuchy…
Po drugiej stronie odezwał się przestraszony głos jego prawej ręki – Jonesa.
- Chuj mnie obchodzą
twoje „słuchy”. Jeśli nie jest to potwierdzone info to spierdalaj, ale jeśli to
prawda, to masz się dowiedzieć, kto go trzyma w swoich łapskach! A, i dopilnuj
by te łapska trafiły do mnie zanurzone w formalinie… Znajdź ten rewolwer
- Zrobię co w mojej
mocy, Judd.
- No mam nadzieję…
Mężczyzna odłożył
powoli telefon na stół i wrócił do rozrywki, którą mu kilka minut wcześniej
przerwano. Młoda dziewczyna kreśliła właśnie idealnie prostą linię na szklanym
stole, a Judd przyglądał jej się z wyrazem twarzy niezdradzającym żadnych
emocji. Gdy ta skończyła swoją pracę, podał jej zwinięty banknot studolarowy.
- Masz, nie krępuj się…
starczy i dla ciebie.
______________________________________________________________________________________
Hej :) Mam nadzieję, że podobał wam się rozdział. Pisało mi się go całkiem szybko, a po rozmiarach widać, że i wielkiej blokady twórczej nie miałam. Dlatego też mam nadzieję, że wyszedł w miarę przyzwoity :P Wiem, że dla niektórych ciągła zmiana perspektywy może się wydać przytłaczająca, ale wierzcie mi, inaczej się nie dało :P
Zapraszam do czytania i komentowania, zarówno tu jak i na WATTPADZIE xx
Dużo się dzieje, fajnie poprowadzone retrospekcje. Podoba mi się :D
OdpowiedzUsuńStrasznie ciekawe i wciągające :D Czekam na następne x;
OdpowiedzUsuńStrasznie wciaga pisz dalej :)
OdpowiedzUsuń