wtorek, 24 czerwca 2014

Rozdział IV



Tym razem jako soundtrack zapraszam do przesłuchania pisoenki "The City" zespołu The 1975 :))

((((W razie, gdyby ktoś nie ogarnął, to tekst pochyłym drukiem oznacza retrospekcje :D ))))


~*~

(Skylar’s POV)
Co ja najlepszego robię?! – Pytałam sama siebie przestępując próg jednego z klubów w Sydney. No dobra, określenie „klub” jest chyba zbytnim eufemizmem w tym wypadku. Lokal, do którego weszłam był zwykłą speluną z tanim alkoholem – idealne miejsce dla studentów, którzy chcą odreagować harówkę na uczelni oraz raj dla małolatów z fałszywym ID. Sama z resztą należę do tej drugiej grupy. Nie pomyślałabym wcześniej, że fałszywy dowód, który wyrobiła mi kumpela na szesnaste urodziny będzie tak przydatny w mojej obecnej sytuacji. Potrzebowałam odreagować ostatnie tygodnie, a okazja na to raczej nieprędko się pojawi. Niespecjalnie przejmowałam się swoim strojem, niekoniecznie pasującym do tego typu miejsc. Chyba byłam jedyną osobą w jeansach, tenisówkach i czarnym wyciągniętym topie wśród morza cekinowych kiecek, butów na platformach i kusych bluzeczek. Pakując się dwa tygodnie temu raczej nie myślałam o zabraniu ciuchów na imprezę…
Ciężkie basy rozbrzmiewały w mojej piersi, gdy kroczyłam korytarzem prowadzącym do głównego pomieszczenia. Nie było jeszcze północy, a parkiet wypełniony był po brzegi wijącymi się w rytm muzyki ludźmi. Zapach alkoholu i trawki unosił się w powietrzu wdzierając się do nozdrzy, a migające, neonowe światła utrudniały widoczność. W końcu usiadłam zrezygnowana przy barze i poczęłam przyglądać się otoczeniu.
- Cola czy Sprite? – Donośny głos barmana wyrwał mnie z zamyślenia. Koleś doskonale wiedział, że jestem niepełnoletnia, dlatego też patrzył na mnie pobłażliwie jednocześnie wycierając szklankę od whisky. Obrzuciłam go pełnym pogardy spojrzeniem, po czym wskazałam głową na szklankę.
- Danielsa. – Nienawidzę whisky, ale jak się upić, to na bogato, prawda? Żadnych kolorowych drinków, tylko ja i najobrzydliwszy napój pod słońcem. Na moje słowa barman uśmiechnął się ukazując rząd prostych białych zębów.
- Co powiesz jednak na colę? – Jeszcze tego brakowało, człowiek przychodzi się upić, a ci mu coca-colę wciskają. Uniosłam się lekko na krześle zmniejszając dystans między mną, a barmanem i spojrzałam mu prosto w oczy odpowiadając z uśmiechem:
- Posłuchaj kolego. Oboje wiemy, że przychodzą tutaj piętnastoletnie dzieci i upijają się do nieprzytomności smakowym piwem, a ja naprawdę nie mam ochoty na droczenie się z tobą. Mam za sobą bardzo ciężkie dwa tygodnie, nie znam tego miasta, nie mam gdzie mieszkać, nie mam pracy, o mały włos nie potrącił mnie dzisiaj jakiś wariat drogowy i ogółem moje życie jest do dupy w tym momencie. Przyszłam tutaj jak człowiek napić się i odreagować, a ty mi chcesz właśnie odmówić tej…przyjemności. A więc albo dasz mi tego Jacka Danielsa, a ja ci za niego zapłacę, albo za chwilę zostaniesz wykastrowany wężykiem od piwa. Zrozumiano?  - Barman patrzył się na mnie zdezorientowany, po chwili sięgnął jednak po butelkę z czarną etykietką.
- Zrozumiano. Ta kolejka na koszt firmy.
- Z colą poproszę. – Posłałam mu uroczy uśmiech, a ten pokręcił głową z uznaniem. Po chwili moja trucizna stała przede mną, czekając aż zamoczę w niej usta. 

*

Muzyka w tym klubie bardzo szybko zaczęła mnie irytować. Mimowolnie jednak czekając na kolejną kolejkę nuciłam pod nosem melodię do kawałka, który brzmiał identycznie jak pięć poprzednich. Wpatrzona w sufit nie zauważyłam, jak przysiadł się do mnie młody chłopak.
- David Guetta, zdecydowanie nie mój styl… - Usłyszałam po swojej lewej niski, ale młodzieńczy głos.
- To Guetta? Fajnie wiedzieć… - odpowiedziałam na odczepnego.
- Myślałem, że kojarzysz, nucisz już kolejną piosenkę.
- Wszystkie brzmią identycznie. – Spojrzałam w jego kierunku. Chłopak zdecydowanie nie powinien przebywać w tym klubie. Mógł mieć maksimum siedemnaście lat. Spod czapki z daszkiem wystawały mu blond kosmyki, poza tym ubrany był całkiem na czarno. Najwyraźniej znał się z barmanem, gdyż podali sobie dłonie jak tylko ten postawił mi kolejnego drinka przed nosem.
- Masz rację. – Blondyn uśmiechnął się do mnie, po czym dodał: - Nie widziałem cię tu wcześniej. -Nie byłam pewna czego chciał, ani dlaczego w ogóle się przysiadł więc założyłam najbardziej oczywistą odpowiedź na to pytanie.
- Nie jestem zainteresowana.
- A kto powiedział, że ja jestem. Czekam tu na kogoś, po prostu stwierdziłem fakt. Skąd jesteś?
- Spoza miasta. Ile ty w ogóle masz lat dziecko?
- Dwadzieścia.
- A ja mam na imię Gandalf. – Chłopak znów się zaśmiał i wyciągnął dowód, oczywiście podrabiany.
- Podobno dwadzieścia… a ty?
- Podobno dwadzieścia dwa.
- A w rzeczywistości?
- Obchodzi cię to?
- Niespecjalnie, po prostu zagajam rozmowę. – Mój rozmówca odwrócił się w stronę sali lustrując wzrokiem otoczenie. Przygryzał w tym czasie wargę, w której tkwił kolczyk.
- A powiesz chociaż jak… - Nie zdążyłam dokończyć zdania, gdy zauważyłam jak podszedł do nas wysoki, chudy chłopak i zaczął szeptać blondynowi do ucha. Kątem oka dostrzegłam, jak w tym samym czasie wymieniają się czymś. Domyśliłam się, że najprawdopodobniej jest to trawka, a mój nowy znajomy to najzwyczajniej w świecie dealer, który chce znaleźć nowego kupca. Wywróciłam oczami i uniosłam szklankę do ust, ale w tym momencie chłopak odwrócił się w moim kierunku.
- Na twoim miejscu nie brałbym do ust czegoś, czego nie upilnowałem chwilę wcześniej.
- Co sugerujesz?
- Sugeruję jedynie, że w takim miejscu jak to powinnaś pilnować swoich drinków.
- I mówi mi to dealer.
- Ja tylko handluję. Niektórzy jednak lubią pójść sobie na zaplecze z ładnymi, nie do końca świadomymi dziewczynami.
- Dzięki, ale wiem co robię
- Ja cię tylko ostrzegam. Baw się dobrze… - Blondyn wstał z krzesła.
- Hej, nie powiesz jak się nazywasz?
- Luke…

~*~

(Ashton’s POV)
- Gdzie znów się podział Hemmings?! Czy ten gnojek nie może chociaż raz zjawić się o czasie w wyznaczonym miejscu?! Kiedyś go ukatrupię, przysięgam na boga… - Syknąłem przez zęby gasząc papierosa.
- Wyluzuj stary. – Calum oderwał nos od smartfona. – Samochód nie zając, nie ucieknie. No, najwyżej odjedzie.
- Jak to jest, że nawet Clifford jest punktualny, a tego nigdy nie ma.
- Ej stary, sam mnie wyciągnąłeś z domu. Nie wiem nawet po co tu jestem.
- Jak to Mike, nie wiesz?! Robisz za cheerleaderkę! Baranie mamy akcję do wykonania. – Calum lubił dogryzać naszemu niebieskowłosemu kumplowi.
- Przymknij się Hood. Jakby to był pierwszy raz, gdy kradniesz sportowego Merca. – Clifford jak zwykle pozostawał obojętny na docinki bruneta.
- Pamiętasz co ostatnio się stało, gdy Calum sam chciał ukraść samochód? Policja ścigała się z nim po całym mieście.
- No dobra, teraz już wiem co tu robię…

~*~

(Luke’s POV)
- Interes się kręci, co? – Jack spytał mnie zza baru, gdy w końcu usiadłem, by się napić.
- Dawno nie miałem tak dobrych obrotów.
- Ale coś dla znajomego jeszcze zostawiłeś?
- Dla ciebie, Jack zawsze. – Podsunąłem mu działkę koki schowaną pod banknotem dziesięciodolarowym. – Daj mi piwo
- Nie szalejemy dzisiaj?
- Po ostatnim razie mam dosyć. – Rozejrzałem się po sali. Dochodziła trzecia, a ludzi w klubie wcale nie ubywało. Trudno jednak było dostrzec jakiekolwiek oznaki trzeźwości na ich twarzach. Muzyka dobiegająca z głośników była coraz gorsza, a ja miałem ochotę stąd wyjść. Kątem oka dostrzegłem jak na wpółprzytomna dziewczyna podąża za dość rosłym kolesiem. Zacząłem lekko jej współczuć, bo wiedziałem co ją czeka. Tego typu sytuacje zdarzają się tutaj dość często. Niewyżyci seksualnie kolesie zaciągają głupie laski do magazynu i je wykorzystują. Odwróciłem wzrok i pociągnąłem łyk piwa, ale wtedy coś mnie tknęło.
- Słuchaj, nie wiesz gdzie poszła ta laska, z którą wcześniej gadałem?
- Ta brunetka? Jakieś piętnaście minut temu flirtowała tu z takim jednym, a teraz gdzieś zniknęli, a co?
- Nic nic, dzięki. – odpowiedziałem szybko i wziąłem łyk piwa. Jeszcze raz spojrzałem w stronę korytarza. Dziewczyna o kasztanowych włosach zniknęła jednak z mojego pola widzenia. ‘Będziesz tego żałować Hemmings…’ skarciłem się w duchu i podniosłem się z krzesła.

~*~

(Skylar’s POV)
Odgłos pukania do drzwi poderwał mnie z fotela. Skocznym krokiem podbiegłam do zdezelowanych drzwi i otworzyłam je, a w progu stał przystojniak w niebieskiej flaneli. Powitał mnie uśmiechem, po czym schylił się, by wejść do środka. Moje, a właściwie mieszkanie Jamesa, było usytuowane w starej kamienicy z niskim sufitem, dlatego też chłopak o ponadprzeciętnym wzroście zawsze musiał się nagimnastykować, by przejść przez drzwi.
- Co tak się trzęsiesz, nie przypominam sobie, bym ci dał ekstazy.
- Mam coś dla ciebie. – Pobiegłam do swojej sypialni zostawiając blondyna w przedpokoju. Po chwili wróciłam trzymając dwa świstki papieru. Luke zaśmiał się pod nosem. - Wiem, jak bardzo lubisz Yellowcard, a że niedługo grają w Sydney, uznałam że chciałbyś pójść na ich koncert. Uwaga, kupiłam je! Mogę ci pokazać paragon.
- Zdajesz sobie sprawę, że i tak bym poszedł na ten koncert?
- Ej! Ja tu próbuję być dobrą przyjaciółką i zrobić ci przyjemność, a ty mi tak odpowiadasz?! Nie to nie! – Zrobiłam naburmuszoną minę niczym mała dziewczynka, a Hemmings wybuchnął śmiechem. Wyjął mi z dłoni bilety i przytulił mnie.
- Dziękuję. Świetny prezent.
- No, to jest odpowiednia reakcja.
- Ale musisz iść ze mną.
- Nie dostałbyś tych biletów, gdybym miała z tobą nie iść.
-  No tak, racja… - tym razem oboje zaczęliśmy się śmiać. W tym momencie usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi. James wrócił z warsztatu. Rozmawiał przez telefon, a jego mina wskazywała na to, że jest czymś zafrasowany.
- A jeśli chodzi o Judda, to nie wspominaj mu o mnie. Mnie tu nie ma okay? Trzymam cię za słowo. No na razie, pa.
- Siemasz staruszku. – Hemmings powitał Bourne’a, gdy ten rozłączył rozmowę.
- Luke! Dawno cię nie widziałem. Zostajesz? Miałem sprawdzić twój motocykl.
- Może kiedy indziej, teraz muszę lecieć. Przyszedłem tylko odwiedzić moją ulubioną kleptomankę.
- Zważaj na słowa Hemmings! – Uderzyłam go lekko w ramię, ale przyznam, że nawet mnie samą rozbawił ten epitet.

~*~

(Luke’s POV)
Zza zamkniętych drzwi dochodziły ciche, błagalne jęki. To oznaczało tylko jedno – jak zwykle miałem rację i przewidziałem co się stanie. W sumie sam nie wierzyłem w to, co właśnie miałem zrobić. Po co miałbym ratować jakąś nieznaną laskę, która sama jest sobie winna? Z drugiej jednak strony chyba sumienie nie dałoby mi żyć, gdybym sobie odpuścił. Dziewczyna wyglądała na przybitą, pewnie dzisiejszy dzień nie należał do udanych, a teraz miałoby ją spotkać jeszcze coś takiego. Nikt nie zasługuje na taki los. Wziąłem głęboki wdech i z całej siły kopnąłem w zamknięte drzwi wyrywając je ze słabych zawiasów…

~*~

(Ashton’s POV)
Już zaczynałem tracić cierpliwość, gdy nagle mój telefon zaczął wibrować. Był to sms od Luke’a.
‘Będę na miejscu za 5 minut. Nie zaczynajcie akcji beze mnie’
- No nareszcie. – Powiedziałem pod nosem, po czym rzuciłem do chłopaków: - Za 5 minut ruszamy…

~*~

(Skylar’s POV)
Ocknęłam się na tylnym siedzeniu jakiegoś samochodu. Z głośników dobiegały dźwięki piosenki Yellowcard – „Rough Landing, Holly”.  Nie pamiętałam, jak się w nim znalazłam, ani co się stało. Nie byłam w stanie się poruszyć przez przytłaczające uczucie senności. Cały świat wirował, a ja miałam wrażenie, ze za chwilę moje serce przestanie bić. Tuż przed tym jak znów odpłynęłam usłyszałam znajomy niski głos zabarwiony lekką chrypką:
- Trzymaj się tam, jesteś bezpieczna…

*

Lodowata woda oblewająca moje ciało przywróciła mnie do przytomności. Z trudem otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Byłam w łazience, ale jedyne co widziałam to rozmazane kształty. Ktoś pochylał się nade mną podtrzymując moją sylwetkę.
- Boże, ile oni ci tego wsypali… - w głosie mojego wybawiciela słychać było zmartwienie.
- Cz..eego? Gdzie…ja…jestem? – Spytałam łamiącym się głosem.
- Ej, nie zamykaj oczu, patrz na mnie. Mówiłem ci, żebyś pilnowała drinków… Gdybym nie zareagował to pewnie ten koleś i jego kumple dymaliby cię teraz na wszystkie strony. Ej! Nie odpływaj znowu, cholera jasna! – Blondyn uderzył mnie w policzek, co przywróciło mnie do przytomności.
- L..uke?
- Nie kurwa, święty Mikołaj, w tym roku dostajesz rózgę za ekstremalną głupotę. Słuchaj Joanne, albo jakkolwiek się nazywasz…
- Sky…lar.
- Ok. Niech ci będzie. Słuchaj Skylar… zostałaś potraktowana pigułką gwałtu i to sporą dawką. Nie wiem co ci idioci sobie myśleli, ale nie sądzę żebyś stamtąd wyszła żywa. Nie możesz zasnąć, zrozumiano? ROZUMIESZ?!
- Mhmmm - pokiwałam głową nie do końca rozumiejąc słowa, które do mnie mówił.

*

Po jakimś czasie w końcu byłam w stanie jako tako funkcjonować. Nadal nie wiedziałam, gdzie jestem, ale po swobodzie z jaką Luke poruszał się w tej przestrzeni wnioskowałam, że jesteśmy w jego domu. Blondyn dał mi suche ubranie i okrył mnie kocem, za co byłam mu wdzięczna. Po chwili niezręcznej ciszy chłopak usiadł na krześle naprzeciw mnie i spojrzał się zmartwiony.
- Dobrze się czujesz?
- O wiele lepiej, dzięki.
- Pamiętasz cokolwiek?
- … Pamiętam rozmowę z tobą, a potem tylko przebłyski. Ostatnie co pamiętam, to jak podszedł do mnie jakiś koleś.
- I potem lepiej, żebyś nie pamiętała. Słuchaj, nie wiem czy dotarło do ciebie cokolwiek z tego co mówiłem niedawno, więc powtórzę. Ten koleś, który do ciebie podszedł najprawdopodobniej dosypał ci prochów do drinka. O mały włos nie dostałaś zapaści w samochodzie. – słysząc te słowa poczułam się, jakbym dostała obuchem. O mały włos nie zginęłam przez własną nieuwagę…
- Dzięki, mam u ciebie wielki dług.
- Teraz się tym nie martw. Gdzie mieszkasz?
- Obecnie w motelu, za parę dni… kto to wie. – Chłopak westchnął słysząc moją odpowiedź.
- Uciekłaś z domu, co? – Pokiwałam twierdząco głową spuszczając wzrok.
- Eh… poczekaj chwilę. – Chłopak wstał z krzesła i wymamrotał sam do siebie wybierając numer w telefonie – Nie wierzę, że to robię… - Potem wyszedł z pokoju. Kilkanaście minut później wrócił wyraźnie uspokojony.
- Nie mogę cię tak zostawić na pastwę losu. Prześpij się spokojnie, jutro kogoś poznasz…

~*~

- Jak to Colt jest w Sydney?! – Mężczyzna wykrzyczał pytanie do słuchawki telefonu.
- Doszły mnie słuchy… Po drugiej stronie odezwał się przestraszony głos jego prawej ręki – Jonesa.
- Chuj mnie obchodzą twoje „słuchy”. Jeśli nie jest to potwierdzone info to spierdalaj, ale jeśli to prawda, to masz się dowiedzieć, kto go trzyma w swoich łapskach! A, i dopilnuj by te łapska trafiły do mnie zanurzone w formalinie… Znajdź ten rewolwer
- Zrobię co w mojej mocy, Judd.
- No mam nadzieję…
Mężczyzna odłożył powoli telefon na stół i wrócił do rozrywki, którą mu kilka minut wcześniej przerwano. Młoda dziewczyna kreśliła właśnie idealnie prostą linię na szklanym stole, a Judd przyglądał jej się z wyrazem twarzy niezdradzającym żadnych emocji. Gdy ta skończyła swoją pracę, podał jej zwinięty banknot studolarowy.
- Masz, nie krępuj się… starczy i dla ciebie.
______________________________________________________________________________________

Hej :) Mam nadzieję, że podobał wam się rozdział. Pisało mi się go całkiem szybko, a po rozmiarach widać, że i wielkiej blokady twórczej nie miałam. Dlatego też mam nadzieję, że wyszedł w miarę przyzwoity :P Wiem, że dla niektórych ciągła zmiana perspektywy może się wydać przytłaczająca, ale wierzcie mi, inaczej się nie dało :P 


Mam nadzieję, że kolejne rozdziały będą pojawiać się częściej, niż działo się to dotychczas :) 

Zapraszam do czytania i komentowania, zarówno tu jak i na WATTPADZIE xx


3 komentarze:

  1. Dużo się dzieje, fajnie poprowadzone retrospekcje. Podoba mi się :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Strasznie ciekawe i wciągające :D Czekam na następne x;

    OdpowiedzUsuń
  3. Strasznie wciaga pisz dalej :)

    OdpowiedzUsuń