Tym razem zachęcam do włączenia sobie "The reckless and the brave" zespołu All Time Low :)
~*~
(Ashton's POV)
- Wstawaj Clifford!
Czas się zabrać do roboty! – Kopnąłem z całej siły łóżko, na którym drzemał
skacowany osiemnastolatek, wybudzając go tym samym ze snu.
- Która godzina? –
Spytał zachrypłym głosem zmuszając się do otworzenia oczu.
- Po dwunastej… no już
księżniczko, podnieś się. Masz parę kont do skasowania.
- Nienawidzę was… -
Mike usiadł na łóżku i zaraz pożałował tej decyzji.
- Było tyle nie chlać wczoraj!
A teraz do roboty, czas to pieniądz! – Rzuciłem w stronę kumpla, który
odpowiedział mi pełnym nienawiści spojrzeniem.
Mieszkanie Michaela
Clifforda było naszym swoistym centrum dowodzenia. To tu spędzaliśmy wspólnie
większość czasu, czy to szykując się na akcje, czy po prostu z braku lepszych
rozrywek słuchając muzyki i jarając trawkę. Poszarzałe od dymu tytoniowego
tynkowane ściany pokrywały niezliczone plakaty zespołów rockowych, na podłodze
walały się ciuchy, a w kuchni zawsze stał stos pustych butelek. Słowo „speluna”
pasowało tu idealnie. Mike rzadko wychodził z domu, głównie siedział z głową
wpatrzoną w ekran komputera. Teraz również zajął miejsce przy oknie, by odpalić
swój sprzęt i wziął się do pracy, a ja wraz z Calumem zeszliśmy do garażu, by
popracować trochę nad moją dziecinką – Chevroletem Camaro SS z 1968 roku.
Dwie godziny później,
gdy wróciliśmy uwaleni smarem, Mike zdążył obciążyć kartę kredytową naszego
koleżki od rolexa na kwotę czterech tysięcy - akurat tyle, by każdy z nas coś z
tego miał. Plus taka kwota nie rzuca się w oczy przy limicie na prawie sto
tysięcy. Nie jesteśmy aż tacy pazerni - każdy musi z czegoś żyć. Nie czyścimy
nigdy kont do końca, a przede wszystkim nie okradamy biedaków. Mamy swoje
granice… czasem. Opadłem na wytarty fotel stojący naprzeciwko telewizora, który
jeszcze nie tak dawno przeszmuglowaliśmy z pobliskiego sklepu RTV. Nie
porwaliśmy się na nie bóg wie jaki sprzęt – takie tam, nierzucające się w oczy
38 cali, które łatwo było ukryć w pick-upie Caluma. Idealny, by podłączyć
konsolę i móc rozkoszować się grą w uwaga - oryginalną kopię gry FIFA. Clifford
miał jedną zasadę – gry i muzyka muszą być legalne. Chociaż, czy albumy kupione
za kradzione pieniądze można uznać za legalny zakup? Pewnie nie, gdyby się nad
tym zastanowić, ale najważniejsze, że nasz kumpel o tęczowej czuprynie w to
wierzył. Clifford przez chwilę jeszcze wpatrywał się w ekran laptopa, po czym
skierował swoją uwagę na mnie.
- Słyszałem, że dałeś
się wykiwać jakiejś lasce… - zaśmiał się pod nosem.
- Widzę, że wieści
szybko się roznoszą… a ja myślałem, że Sydney to duże miasto… - wywróciłem
oczami podirytowany.
- Musiała być niezłą laską,
skoro cię okradła … dwa razy.
- Założę się, że miała
fajne cycki. – jak zwykle Calum wtrącił swoje trzy grosze do rozmowy. Kiedyś zatłukę
tego gnojka.
- Ogarnij się Hood, ciebie
za to nawet babcia Michaela by okradła…
- Stary, ona ma Parkinsona.
- No właśnie.
- Odczepcie się od
mojej babki! - Clifford udał oburzenie,
ale zaraz potem sam zaczął się śmiać, chwilę potem dodał:
- Musisz jednak
przyznać Ash, że to trochę żenujące tak dać się wykiwać.
- O i co jeszcze? Moja
reputacja na ”dzielni” spadła? – ułożyłem ręce w cudzysłów – Mam teraz okraść
jubilera czy inne gówno, żeby wrócić do łask?
- No po dzisiejszym, to
nie jestem taki pewien, czy powinieneś się porywać na jubilera… Chyba trochę za
wysokie progi na twoje nogi.
- Spadaj cieciu… chcesz
się założyć? Wskaż adres, a ja przyniosę ci najbardziej babski łańcuszek jaki
tylko wypatrzę i osobiście wepchnę ci go na szyję złotko. – Przyznaję, trochę
poderwali mój autorytet swoimi docinkami. Przynajmniej mam pretekst, żeby
zwinąć coś z jubilerskiego, zawsze chciałem to zrobić.
- Ehh ty i te twoje
ego. Czekaj… Mike odpalił Google’a i wyszukał na chybił trafił jeden ze sklepów
jubilerskich. Szybko zerknąłem na adres i utrwaliłem go sobie w pamięci.
Poprawiłem Bandamę na głowie i podniosłem się z fotela.
- Pójdę obczaić tego
waszego jubilera, niedługo będę… A tak w ogóle, to gdzie jest kurwa Hemmings?!
~*~
(Skylar's POV)
- Gdzie się tak
spieszysz księżniczko? – Usłyszałam za plecami znajomy głos, gdy mijałam w
biegu kolejną przecznicę. Odwróciłam głowę, a na mojej twarzy momentalnie
pojawił się szeroki uśmiech. Wysoki blondyn ubrany w dżinsową kurtkę i czarny
tank top podszedł do mnie spokojnym krokiem, a ja rzuciłam się na niego w
uścisku, co najwyraźniej go rozbawiło.
- Luke! Gdy ty się
podziewałeś do cholery! Dawno cię nie widziałam. – niemalże krzyknęłam mu do
ucha.
- Ukrywałem się przed
twoim żelaznym uściskiem… zaraz mnie udusisz.
- Bardzo śmieszne.
Gadaj, gdzie cię wywiało?! – Stojąc z nim twarzą twarz musiałam nieźle
zadzierać głowę, by móc mu spojrzeć w oczy. Ten westchnął jedynie przygryzając
dolną wargę.
- Byłem zajęty. Powiedz
lepiej jak się miewa moja ulubiona złodziejka?
- A miewa się na tyle
dobrze, że dzisiaj okradła innego złodzieja.
- Haha, na serio? Jakiś
kieszonkowiec dał się okraść? No no, wyrazy szacunku droga panno Blake.
- To jeszcze nic. Dał
się okraść dwa razy. Jakiś nieogarnięty koleś, w każdym razie jestem siedem
stówek do przodu. Przyda się podczas dzisiejszego skoku.
- Co tym razem?
- Sklep. James chce
wypróbować jeden patent, a ja chce nowy naszyjnik.
- Ależ ty jesteś
próżna.
- Jak każda kobieta. –
Wypięłam język, a Luke zaśmiał się donośnie ukazując rząd białych zębów.
- tylko nie daj się
złapać.
- Nie zamierzam. A tak
przy okazji, James ostatnio pytał mnie, czy nadal rozprowadzasz trawkę i czy
nie mógłbyś skombinować dla niego czegoś.
- Wie do kogo się
zwrócić, u mnie zawsze najlepszy towar. W sumie, to nawet mam przy sobie
działkę, mógłbym ci dać.
- O, byłoby genialnie, wiszę
ci kolejną przysługę
- Dopiszę kolejną do
listy. No, chyba że wolisz oddać w naturze. – Luke posłał mi jeden ze swoich
firmowych, szelmowskich uśmieszków, a ja jedynie wywróciłam oczami.
- Chyba wolę być ci
dłużna.
- Auć, poczułem się
odrzucony! – blondyn przyłożył dłoń do klatki piersiowej w teatralnym geście.
- Bywa. – wzruszyłam
ramionami - Słuchaj, musze lecieć, bo
Bourne czeka. Odezwij się czasem okej?
- Okej. Pochwal się
naszyjnikiem jak już go zdobędziesz.
- Nie omieszkam. –
Ucałowałam chłopaka w policzek, przy okazji biorąc od niego małą torebkę
wypełnioną marihuaną. Blondyn odprowadził mnie wzrokiem, gdy pobiegłam w
kierunku najbliższego przystanku metra, kierującego się w stronę Zachodniego
Sydney.
~*~
(Ashton's POV)
Nie ma to jak dźwięki utworu
„Boulevard of broken dreams” rozbrzmiewające w słuchawkach podczas powolnego
spaceru ulicami Sydney. Żar leje się z
nieba, ludzie chowają się w cieniu, a ty kroczysz pustym chodnikiem pogrążony w
myślach. Sam ze sobą przeciwko światu.. Uwielbiam to uczucie – tylko ja, muzyka
i moje myśli. A jakie myśli? Aktualnie głowę zaprzątała mi pewna brunetka o
zielonych oczach.. Nie, chwila! Aktualnie moje myśli zaprzątał pewien sklep
jubilerski, który muszę obrabować. Tak, teraz lepiej. Sklep. O Boże, jak mogłem dać się okraść?! Ugh, Skup się Irwin.
Masz robotę do wykonania!
Nawet nie pamiętam kiedy
doszedłem do celu. Starając się wyglądać naturalnie podszedłem do witryny, by
sprawdzić monitoring lecz mimowolnie spojrzałem przez szybę do środka, a to - co,
a właściwie - kogo zobaczyłem w środku tylko podniosło mi ciśnienie.
- Nie no, to chyba jakiś
żart…
_______________________________________________________________________________________
Szczerze? Podoba mi się, nawet bardzo, będę tutaj zaglądać :) ♥
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam oba rozdziały i są niesamowite. Fabuła zapowiada się ciekawie, brak błędów umila pisanie oraz odpowiednio dobrane piosenki :) Cóż, będę wpadać tu częściej. Możesz informować mnie na twitterze? @_RanaHoren_
OdpowiedzUsuńZ góry dziękuję, zapraszam do siebie: http://to-nie-jest-historia-milosna.blogspot.com/
Życzę weny, serdecznie pozdrawiam!
~Pajka/@_RanaHoren_
czytanie* :)x
Usuń