wtorek, 10 czerwca 2014

Rozdział II



Tym razem zachęcam do włączenia sobie "The reckless and the brave" zespołu All Time Low :)

~*~
(Ashton's POV)
- Wstawaj Clifford! Czas się zabrać do roboty! – Kopnąłem z całej siły łóżko, na którym drzemał skacowany osiemnastolatek, wybudzając go tym samym ze snu.
- Która godzina? – Spytał zachrypłym głosem zmuszając się do otworzenia oczu.
- Po dwunastej… no już księżniczko, podnieś się. Masz parę kont do skasowania.
- Nienawidzę was… - Mike usiadł na łóżku i zaraz pożałował tej decyzji.
- Było tyle nie chlać wczoraj! A teraz do roboty, czas to pieniądz! – Rzuciłem w stronę kumpla, który odpowiedział mi pełnym nienawiści spojrzeniem.

Mieszkanie Michaela Clifforda było naszym swoistym centrum dowodzenia. To tu spędzaliśmy wspólnie większość czasu, czy to szykując się na akcje, czy po prostu z braku lepszych rozrywek słuchając muzyki i jarając trawkę. Poszarzałe od dymu tytoniowego tynkowane ściany pokrywały niezliczone plakaty zespołów rockowych, na podłodze walały się ciuchy, a w kuchni zawsze stał stos pustych butelek. Słowo „speluna” pasowało tu idealnie. Mike rzadko wychodził z domu, głównie siedział z głową wpatrzoną w ekran komputera. Teraz również zajął miejsce przy oknie, by odpalić swój sprzęt i wziął się do pracy, a ja wraz z Calumem zeszliśmy do garażu, by popracować trochę nad moją dziecinką – Chevroletem Camaro SS z 1968 roku. 

Dwie godziny później, gdy wróciliśmy uwaleni smarem, Mike zdążył obciążyć kartę kredytową naszego koleżki od rolexa na kwotę czterech tysięcy - akurat tyle, by każdy z nas coś z tego miał. Plus taka kwota nie rzuca się w oczy przy limicie na prawie sto tysięcy. Nie jesteśmy aż tacy pazerni - każdy musi z czegoś żyć. Nie czyścimy nigdy kont do końca, a przede wszystkim nie okradamy biedaków. Mamy swoje granice… czasem. Opadłem na wytarty fotel stojący naprzeciwko telewizora, który jeszcze nie tak dawno przeszmuglowaliśmy z pobliskiego sklepu RTV. Nie porwaliśmy się na nie bóg wie jaki sprzęt – takie tam, nierzucające się w oczy 38 cali, które łatwo było ukryć w pick-upie Caluma. Idealny, by podłączyć konsolę i móc rozkoszować się grą w uwaga - oryginalną kopię gry FIFA. Clifford miał jedną zasadę – gry i muzyka muszą być legalne. Chociaż, czy albumy kupione za kradzione pieniądze można uznać za legalny zakup? Pewnie nie, gdyby się nad tym zastanowić, ale najważniejsze, że nasz kumpel o tęczowej czuprynie w to wierzył. Clifford przez chwilę jeszcze wpatrywał się w ekran laptopa, po czym skierował swoją uwagę na mnie.

- Słyszałem, że dałeś się wykiwać jakiejś lasce… - zaśmiał się pod nosem.
- Widzę, że wieści szybko się roznoszą… a ja myślałem, że Sydney to duże miasto… - wywróciłem oczami podirytowany.
- Musiała być niezłą laską, skoro cię okradła … dwa razy.
- Założę się, że miała fajne cycki. – jak zwykle Calum wtrącił swoje trzy grosze do rozmowy. Kiedyś zatłukę tego gnojka.
- Ogarnij się Hood, ciebie za to nawet babcia Michaela by okradła…
- Stary, ona ma Parkinsona.
- No właśnie.
- Odczepcie się od mojej babki! -  Clifford udał oburzenie, ale zaraz potem sam zaczął się śmiać, chwilę potem dodał:
- Musisz jednak przyznać Ash, że to trochę żenujące tak dać się wykiwać.
- O i co jeszcze? Moja reputacja na ”dzielni” spadła? – ułożyłem ręce w cudzysłów – Mam teraz okraść jubilera czy inne gówno, żeby wrócić do łask?  
- No po dzisiejszym, to nie jestem taki pewien, czy powinieneś się porywać na jubilera… Chyba trochę za wysokie progi na twoje nogi.
- Spadaj cieciu… chcesz się założyć? Wskaż adres, a ja przyniosę ci najbardziej babski łańcuszek jaki tylko wypatrzę i osobiście wepchnę ci go na szyję złotko. – Przyznaję, trochę poderwali mój autorytet swoimi docinkami. Przynajmniej mam pretekst, żeby zwinąć coś z jubilerskiego, zawsze chciałem to zrobić.
- Ehh ty i te twoje ego. Czekaj… Mike odpalił Google’a i wyszukał na chybił trafił jeden ze sklepów jubilerskich. Szybko zerknąłem na adres i utrwaliłem go sobie w pamięci. Poprawiłem Bandamę na głowie i podniosłem się z fotela.
- Pójdę obczaić tego waszego jubilera, niedługo będę… A tak w ogóle, to gdzie jest kurwa Hemmings?!

~*~
(Skylar's POV)
- Gdzie się tak spieszysz księżniczko? – Usłyszałam za plecami znajomy głos, gdy mijałam w biegu kolejną przecznicę. Odwróciłam głowę, a na mojej twarzy momentalnie pojawił się szeroki uśmiech. Wysoki blondyn ubrany w dżinsową kurtkę i czarny tank top podszedł do mnie spokojnym krokiem, a ja rzuciłam się na niego w uścisku, co najwyraźniej go rozbawiło.
- Luke! Gdy ty się podziewałeś do cholery! Dawno cię nie widziałam. – niemalże krzyknęłam mu do ucha.
- Ukrywałem się przed twoim żelaznym uściskiem… zaraz mnie udusisz.
- Bardzo śmieszne. Gadaj, gdzie cię wywiało?! – Stojąc z nim twarzą twarz musiałam nieźle zadzierać głowę, by móc mu spojrzeć w oczy. Ten westchnął jedynie przygryzając dolną wargę.
- Byłem zajęty. Powiedz lepiej jak się miewa moja ulubiona złodziejka?
- A miewa się na tyle dobrze, że dzisiaj okradła innego złodzieja.
- Haha, na serio? Jakiś kieszonkowiec dał się okraść? No no, wyrazy szacunku droga panno Blake.
- To jeszcze nic. Dał się okraść dwa razy. Jakiś nieogarnięty koleś, w każdym razie jestem siedem stówek do przodu. Przyda się podczas dzisiejszego skoku.
- Co tym razem?
- Sklep. James chce wypróbować jeden patent, a ja chce nowy naszyjnik.
- Ależ ty jesteś próżna.
- Jak każda kobieta. – Wypięłam język, a Luke zaśmiał się donośnie ukazując rząd białych zębów.
- tylko nie daj się złapać.
- Nie zamierzam. A tak przy okazji, James ostatnio pytał mnie, czy nadal rozprowadzasz trawkę i czy nie mógłbyś skombinować dla niego czegoś.
- Wie do kogo się zwrócić, u mnie zawsze najlepszy towar. W sumie, to nawet mam przy sobie działkę, mógłbym ci dać.
- O, byłoby genialnie, wiszę ci kolejną przysługę
- Dopiszę kolejną do listy. No, chyba że wolisz oddać w naturze. – Luke posłał mi jeden ze swoich firmowych, szelmowskich uśmieszków, a ja jedynie wywróciłam oczami.
- Chyba wolę być ci dłużna.
- Auć, poczułem się odrzucony! – blondyn przyłożył dłoń do klatki piersiowej w teatralnym geście.
- Bywa. – wzruszyłam ramionami -  Słuchaj, musze lecieć, bo Bourne czeka. Odezwij się czasem okej?
- Okej. Pochwal się naszyjnikiem jak już go zdobędziesz.
- Nie omieszkam. – Ucałowałam chłopaka w policzek, przy okazji biorąc od niego małą torebkę wypełnioną marihuaną. Blondyn odprowadził mnie wzrokiem, gdy pobiegłam w kierunku najbliższego przystanku metra, kierującego się w stronę Zachodniego Sydney.

~*~
(Ashton's POV)
Nie ma to jak dźwięki utworu „Boulevard of broken dreams” rozbrzmiewające w słuchawkach podczas powolnego spaceru ulicami Sydney.  Żar leje się z nieba, ludzie chowają się w cieniu, a ty kroczysz pustym chodnikiem pogrążony w myślach. Sam ze sobą przeciwko światu.. Uwielbiam to uczucie – tylko ja, muzyka i moje myśli. A jakie myśli? Aktualnie głowę zaprzątała mi pewna brunetka o zielonych oczach.. Nie, chwila! Aktualnie moje myśli zaprzątał pewien sklep jubilerski, który muszę obrabować. Tak, teraz lepiej. Sklep.  O Boże, jak  mogłem dać się okraść?! Ugh, Skup się Irwin. Masz robotę do wykonania!
 
Nawet nie pamiętam kiedy doszedłem do celu. Starając się wyglądać naturalnie podszedłem do witryny, by sprawdzić monitoring lecz mimowolnie spojrzałem przez szybę do środka, a to - co, a właściwie - kogo zobaczyłem w środku tylko podniosło mi ciśnienie.

- Nie no, to chyba jakiś żart… 

_______________________________________________________________________________________


3 komentarze:

  1. Szczerze? Podoba mi się, nawet bardzo, będę tutaj zaglądać :) ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam oba rozdziały i są niesamowite. Fabuła zapowiada się ciekawie, brak błędów umila pisanie oraz odpowiednio dobrane piosenki :) Cóż, będę wpadać tu częściej. Możesz informować mnie na twitterze? @_RanaHoren_
    Z góry dziękuję, zapraszam do siebie: http://to-nie-jest-historia-milosna.blogspot.com/
    Życzę weny, serdecznie pozdrawiam!
    ~Pajka/@_RanaHoren_

    OdpowiedzUsuń