~*~
(Ashton's POV)
- Ashton, co się stało?
Od kogo była ta wiadomość?! – Pytanie brunetki wytrąciło mnie z szoku, jaki przeżyłem
chwilę wcześniej odczytując wiadomość. Spostrzegłem, że ściskam w dłoni telefon
dość mocno, by zbielały mi kłykcie. Ekran zdążył poczernieć, nim Skylar ujrzała
wiadomość. Gdy spojrzałem się na nią, ta sięgnęła po urządzenie, delikatnie
wyjmując je z mojego uścisku, po czym odblokowała ekran, by odczytać wiadomość.
– Nie rozumiem, co
Jones robi na boisku z jakimiś dzieciakami? – Przez chwilę na jej twarzy
malowała się dezorientacja, jednak po chwili połączyła ze sobą fakty. – O boże,
Harry… twój brat, to jego drużyna, prawda? – Powiedziała z przerażeniem w
głosie.
- Tak.
- Ashton, ja nie
wiedziałam… przepraszam. Kurwa, mogłam odebrać ten telefon. – Dziewczyna
złapała się za głowę, a w jej oczach dostrzegłem łzy.
- To nie twoja wina. –
Wycedziłem przez zęby. W moich żyłach gotowała się krew, oddech stał się
ciężki, a w głowie kłębiły się setki myśli. Głównie były to wyobrażenia
bolesnej śmierci, jaką zgotuję Jonesowi jeśli ośmieli się choć tknąć mojego
brata. – Przysięgam na boga, jeśli spadnie mu z głowy chociaż jeden włos…
- Nic mu nie będzie,
nic mu nie zrobią. Obiecuję ci to. - Skylar widząc moją minę próbowała mnie
uspokoić, chociaż to nic nie dawało. Wziąłem głęboki oddech, po czym wyrwałem
dziewczynie z rąk telefon i odwróciłem się w stronę drzwi. –Dokąd idziesz? –
Spytała
- Jadę po niego. Może
jeszcze zdążę na koniec treningu – odparłem i przekroczyłem próg pokoju
kierując się na schody. Dziewczyna wybiegła za mną. Gdy dotarłem na parter
wyprzedziła mnie i zatrzymała.
- Nie wiem czy jesteś
pojebany czy pojebany, ale jeśli myślisz, że pojedziesz tam sam, to się grubo
mylisz. Albo bierzesz mnie ze sobą, albo ty i twój gruby tyłek zostają tutaj,
by przemyśleć plan działania. – Jej dłoń silnie napierała na moją pierś, jej
palące spojrzenie dawało jasno do zrozumienia, iż nie ma zamiaru ustąpić.
- Obczajałaś mój tyłek?
– Spytałem odwracając jej uwagę. Brunetka westchnęła wywracając oczami. Wykorzystałem
ten moment i wyminąłem dziewczynę chwytając kluczyki od camaro leżące na
komodzie, po czym pobiegłem w kierunku drzwi prowadzących do garażu. Jak na
złość akurat w tym momencie drzwi otworzyły się, a w przejściu pojawił się
Luke. W ostatniej chwili zatrzymałem się, jeszcze chwila i oberwałbym drzwiami
w nos.
- Dokąd to? – Spytał
przekrzywiając głowę
- Nie twój interes –
powiedziałem, trochę zbyt szorstko. Wyraźnie zirytowało to mojego kumpla, gdyż
spojrzał się na mnie wymownie. Wtedy Skylar wkroczyła do akcji. Kładąc mi dłoń
na ramieniu zwróciła się do Hemmingsa.
- Ashton zapomniał
odebrać brata, a ja potrzebuję terapii zakupowej. – Mimo woli parsknąłem
śmiechem słysząc jej wymówkę. Zakupy Sky? Ty tak na poważnie?
- Irwin jedzie z tobą
na zakupy… Mam w to uwierzyć? – W głosie Luke’a dało się usłyszeć rozbawienie.
Postanowiłem współpracować z brunetką. Wywróciłem teatralnie oczami, po czym
odparłem:
- Ogarnij się Hemmings.
Tylko ją podwożę, potem niech sobie sama radzi.
- Dobra, tylko wróćcie
w miarę wcześnie, trzeba w końcu obgadać całą sytuację, moi starzy niedługo
wracają nie mogę tu urządzić hotelu.
- Spoko stary, niedługo
będziemy. – Odpowiedziałem i minąłem blondyna nie czekając na dalsze pytania.
Otworzyłem wóz i
zająłem miejsce na fotelu kierowcy, a po mojej lewej usiadła drobna brunetka.
Po chwili wyjechaliśmy z garażu kierując się w stronę boiska, na którym zwykle
odbywały się treningi drużyny mojego brata. Z powodu stresu miałem cięższą nogę
niż zwykle, przez co łamałem nieco więcej przepisów niż zwykle. To jednak
zdawało się nie przeszkadzać Skylar, która zdjęła buty i leniwie ułożyła stopy
na przednim panelu rozsiadając się wygodnie. Przymknęła następnie oczy pozwalając,
by delikatny wiatr okalał jej twarz, a muzyka dochodząca z radia wypełniała
ciszę między nami. Chciałbym być tak spokojny jak ona w tym momencie. Spokojny,
a może bardziej zmęczony, by przejmować się czymkolwiek. W pewnym momencie
własne myśli zaczęły mi przeszkadzać.
- Masz może fajki? –
Spytałem nerwowo. Brunetka otworzyła oczy, po czym bez słowa sięgnęła do
kieszeni kurtki. Wyjęła z niej paczkę z czerwonym napisem. Spojrzała na
opakowanie z nostalgią, po czym wyjęła z
niej papierosa. – A tak właściwie, to palisz? – Spytałem. Oprócz naszego
pierwszego spotkania nie przypominałem sobie ani jednej sytuacji, w której
Skylar by paliła.
- Nie. James palił… -
Podniosła paczkę papierosów przygryzając przy tym wargę. – Masz może
zapalniczkę?
- Przy pierwszym
spotkaniu tez się o to pytałaś. – Zaśmiałem się lekko na to wspomnienie, po
czym dodałem – użyj samochodowej. - Blake podpaliła białego szluga, po czym podała
mi go wydmuchując dym przez okno.
- Stary numer, zawsze
działa. Nie ty pierwszy byłeś ofiarą i nie ty ostatni będziesz. A teraz spróbuj
się uspokoić, chcę dojechać w jednym kawałku.
Zaciągnąłem się dymem
pozwalając, by nikotyna wypełniła mój organizm i uspokoiła zszargane nerwy.
Zdjąłem nogę z gazu pozwalając, by auto zwolniło do dozwolonej prędkości 50
km/h. Skylar westchnęła zamykając oczy, gdy z głośników zaczęły płynąc charakterystyczne
dźwięki jednego z utworów grupy The 1975.
‘And this is how it starts,
You take your shoes off in the back of my van’
- Kocham ten kawałek. –
zamruczała pod nosem. Nie dało się ukryć, piosenka jest genialna. Mimochodem
zacząłem nucić kolejne wersy poklepując przy tym palcami o kierownicę w rytm
perkusji.
‘All we seem to do is talk about sex’
- Ostatnio nasze
rozmowy sprowadzają się głównie do tego – słusznie zauważyła Skylar.
- Sorry skarbie, przy
tobie łatwo zejść na te tematy. – rzuciłem w jej stronę.
- Nie masz na co
liczyć. – Brunetka wywróciła oczami słysząc moją uwagę
- Pomarzyć zawsze
można. – zacząłem się śmiać, gdy spostrzegłem kątem oka jej zniesmaczoną minę.
- Jesteś obrzydliwy. –
Odparła i ponownie zamknęła oczy ignorując mnie przez resztę czasu.
***
Z trzaskiem zamknąłem
samochód i pobiegłem na boisko, po którym biegała grupa dzieciaków w bordowych
koszulkach. Trening trwał już godzinę, a to oznaczało, że dobiegał końca. Dokładnie
przestudiowałem przestrzeń przed sobą w poszukiwaniu trenera. Stał pod jedną z
bramek i przyglądał się grze. W końcu odgwizdał koniec ćwiczeń.
- Harry! – Krzyknąłem
by zwrócić uwagę brata. Chwilę później mały blondyn podbiegł do mnie i mojej
towarzyszki.
- Co tu robisz? –
Spytał chłopak – Miałem wrócić dzisiaj z Lauren.
- Tak się witasz ze
starszym bratem? Klepnąłem młodego w ramię, po czym dodałem – Jak tam trening?
Widzę, że macie nowego trenera. – Mój wzrok powędrował w stronę Jonesa.
Musiałem się pilnować, by nie splunąć z pogardą w jego stronę.
- Jest świetny! Zna się na rzeczy, dzięki niemu
strzeliłem dzisiaj dwa gole. – Harry był bardzo podekscytowany, a ja czułem jak
krew w moich żyłach zaczyna się gotować. Spojrzałem na Skylar, która bacznie
obserwowała naszego, nazwijmy to „kolegę”. Lekko szturchnąłem ją w ramię, by
zwrócić jej uwagę. Odwróciła się i przywdziała słodki uśmiech, który
rozpromienił jej zmęczoną twarz. Lubiłem, gdy się uśmiechała, nawet jeśli był
to jedynie sztuczny grymas. Nie stresowałem się wtedy przy niej tak bardzo.
- Skylar, pozwól, że
przedstawię ci mojego brata – Harrego. – Chłopak zmierzył wzrokiem brunetkę, po
czym podał jej rękę na powitanie. Skylar uścisnęła jego dłoń.
- To ta dziewczyna z
twojego telefonu, co nie? - Chłopak wziął mnie z zaskoczenia.
- Przepraszam bardzo? –
Zaskoczona Sky spojrzała na mnie wymownie oczekując odpowiedzi. Zapomniałem o
tym jednym zdjęciu, które Skylar zostawiła u mnie w telefonie pewnego felernego
dnia. Nie przewidziałem również, że Harry bawiąc się nim, mógł przejrzeć moją
galerię zdjęć, w której oprócz Sky znajdowały się… różne zdjęcia.
- Ee… bo wiesz Skylar,
zapomniałem skasować tamto zdjęcie. – Podrapałem się po karku zmieszany.
- Okej, rozumiem. –
Dziewczyna odwróciła wzrok w drugą stronę przegryzając wargę, po czym
usłyszałem z jej strony prychnięcie.
- Pogadajcie sobie
chwilę, ja mam sprawę do twojego trenera. – Rzuciłem w stronę brata i pobiegłem
na murawę.
*
- Tylko spróbuj go
tknąć, a poderżnę ci gardło! – Warknąłem do bruneta rozciągającego się pod
bramką, gdy do niego dobiegłem. Ten jedynie roześmiał się kpiąco.
- Jest bezpieczny,
dopóki będziesz grzecznym pieskiem. – Daniel położył mi rękę na ramieniu, a ja
agresywnie strząsnąłem ją.
- Co się stało z ich
trenerem? – Spytałem patrząc prosto w oczy Jonesowi. Ten pociągnął łyk wody z
bidonu, po czym splunął płynem przez lewe ramię.
- Powiedzmy, że
przydarzył mu się niefortunny wypadek. Aktualnie leży w szpitalu i nie może
trenować.
- Przysięgam na boga,
jeśli choć włos mu z głowy spadnie…
- Stary, ja do twojego
brata nic nie mam. Sympatyczny chłopak, dobrze kopie piłkę. Pogadaj z Juddem.
Ma dla was mały test, lepiej, żebyście go odwiedzili jeszcze dzisiaj. A teraz
spokojnie odwróć się jak gdyby nigdy nic. Twój brat nas obserwuje. Chyba nie
chcemy, by wyszło na jaw, kim tak naprawdę jesteśmy obaj? No. Zmykaj. – Jones poklepał mnie po plecach po czym jak
gdyby nigdy nic odszedł, chwytając po drodze torbę. Nim doszedłem do siebie
minęło sporo czasu.
***
Upewniwszy się, iż
Harry jest bezpieczny (należałoby tu dodać słowo „względnie”) wróciliśmy wraz
ze Skylar do domu Hemmingsa. Przez całą drogę żadne z nas nie odezwało się
słowem. W ciszy pokonaliśmy trasę wsłuchując się w album The 1975. W końcu
zatrzymałem auto przed garażem. Przekręciłem kluczyk w stacyjce gasząc maszynę
i oparłem się wygodniej na siedzeniu. Brunetka, ku mojemu zaskoczeniu również
nie ruszyła się z miejsca. Odwróciła głowę w moją stronę i westchnęła ciężko.
- No co? – Spytałem zmieszany
po chwili nie patrząc w jej stronę.
- Co powiemy chłopakom?
- Już ci powiedziałem.
Prawdę. – Wywróciłem oczami podirytowany.
- A ja już ci
powiedziałam, że jest to bardzo zły pomysł. Co ci powiedział Jones? – Spytała dodatkowo
mnie irytując. Gdy nie usłyszała z mojej strony odpowiedzi dodała: - Spójrz na
mnie. – Poczułem na żuchwie delikatny dotyk jej dłoni, którym zmusiła mnie do
spojrzenia na nią. Domagała się odpowiedzi.
- Że jeśli chcę, by
Harry był bezpieczny to lepiej, bym dzisiaj się zjawił u Judda. Zabierz tę łapę
ode mnie. – Odparłem sfrustrowany. Przecież nie ma mowy, by pojechała ze mną do
Judda. Wyraźnie dała mi do zrozumienia, iż nie zamierza bawić się w członka
mafii… czy czymkolwiek można było to nazwać. Skylar opuściła rękę. Po wyrazie
jej twarz mogłem stwierdzić, ze bije się z myślami. Przegryzła nerwowo wargę
nieświadomie kładąc dłoń na moim udzie. To, co usłyszałem z jej ust później po
raz kolejny utwierdziło mnie w przekonaniu, że Skylar Blake nie da się
zaszufladkować.
- Poproś Jonesa o
adres. Pojadę z tobą. Gorzej już i tak nie będzie, a ja nie mam zamiaru mieć na
swoim sumieniu twojego brata.
- Mówisz serio?
- Fajny z niego dzieciak.
Poza tym sam powiedziałeś, że się z tego bagna wydostaniemy. Trzymam cię za
słowo. – Spojrzałem na nią, a na jej twarzy widziałem pewność siebie i
determinację. Już coś sobie postanowiła, a ja nie zamierzałem protestować. Dla
brata zrobię wszystko, a jeśli Blake ma zamiar mi pomóc, to bardzo chętnie z
tej pomocy skorzystam.
- Dzięki, nie wiem
dlatego to robisz, a tym bardziej nie wiem jak ci się odwdzięczę.
- Oddasz w naturze. –
Sky wypięła język sprawiając, że parsknąłem śmiechem, po czym dodała: - Daj mi
chwilę, pójdę się przebrać, a potem pojedziemy do tego megalomana z ego
odwrotnie proporcjonalnym do przyrodzenia.
- Okay. – Odparłem.
Wysiedliśmy z auta, lecz nim dotarliśmy do drzwi wejściowych, w przejściu
pojawił się Hemmings wraz z Hoodem, właśnie wychodzili.
- O, wróciliście. Jak
udały się zakupy? – Spytał Luke.
- Bezowocnie. – Rzekła Skylar
po chwili krępującej ciszy. No tak, trochę głupio wracać z zakupów z pustymi
rękoma. – Gdzie się wybieracie?
- Michael doszedł do
jednego z kumpli Jamesa, spróbujemy wyciągnąć od niego jakieś informacje. I nie
Skylar, nie zabierzemy Cię ze sobą.
- Nie zamierzałam
jechać. Tak właściwie, to… - Brunetka zawiesiła się na chwilę spoglądając w
moją stronę. Zdecydowanie szukała usprawiedliwienia naszej nieobecności w
najbliższym czasie. - właśnie mieliśmy zamiar wrócić do mojego domu poszperać
głębiej i przy okazji wziąć parę moich rzeczy. Bądźcie ostrożni, nie wiemy z
kim mamy do czynienia.– Wydukała w końcu. Po czym ucałowała blondyna w policzek
i odwróciła się w kierunku drzwi wejściowych pociągając za klamkę. Nim oboje
przekroczyliśmy próg, doszedł nas głos Caluma, który jak zwykle miał genialne
wyczucie chwili:
- Tak z ciekawości, czy
wy przypadkiem nie kręcicie ze sobą? – Na to pytanie oboje spojrzeliśmy na
niego jak na idiotę i zamknęliśmy za sobą drzwi.
~*~
(Skylar’s POV)
Gdy ja przebierałam się
w szarą koszulkę i wygodne jeansy, Ashton zdobył adres kontaktu od Jonesa. Po
chwili byliśmy w drodze do jednej z bogatszych dzielnic Sydney. Przez cały czas
rozmyślałam o uwadze Hooda na nasz temat. Biłam się z myślami, czy powiedzieć
Irwinowi o swoim pomyśle, czy tez może lepiej nie, w końcu jednak powiedziałam
z lekką nonszalancją w głosie.
- Zostańmy parą.
- Co?! – Ashton wytrącony
z równowagi skręcił kierownicą i wjechał na pas obok powodując lekkie
zamieszanie na drodze, po chwili jednak wrócił na dobry tor i odparł w typowy
dla siebie sposób: - Myślałem, ze nie jestem w twoim typie.
- Na niby matole! –
Wywróciłam oczami. - To jest dobra wymówka. I tak chłopcy myślą, że ze sobą
kręcimy. Dlaczego nie możemy poudawać, że wymykamy się na randki, podczas gdy
tak naprawdę będziemy kombinować jak wykaraskać się z tego gówna. Raz czy dwa
pocałuję cię w policzek, kilka razy nazwiesz mnie „kochaniem” potrzymamy się
publicznie za ręce i tyle.
- Sky, jeśli chcesz się
ze mną umówić wystarczy poprosić.
- Ash, jeśli nie chcesz
mieć śliwy pod okiem lepiej powiedz co o tym myślisz bez głupich podtekstów.
- Myślę, że to zły
pomysł… ale innego nie mamy, tak więc wchodzę w to. Plus będę mógł potrzymać
cię za rękę, a to TAKIE EKSCYTUJĄCE.
- Oh skończ już.
Trzydzieści minut i
pięć kolejnych kłótni później dotarliśmy pod wskazany adres. Jak się okazało,
była to restauracja z rodzaju bistro. Harry Judd siedział przy jednym ze
stolików ustawionych na zewnątrz lokalu. Ubrany w schludną, niebieską koszulę,
rozglądał się po otoczeniu spod szkieł ciemnych okularów. Usiedliśmy bez słowa
przy małym stoliku przybranym białym obrusem, na którym stał mały wazonik z
polnymi kwiatami. W ciszy czekaliśmy, aż Judd odezwie się choćby słowem, ten
jednak rozsiał się wygodnie i milczał czekając na nasz następny ruch. W końcu
zdecydowałam się przemówić.
- Podobno masz dla nas
zadanie. – Pochyliłam się nad stołem zniżając głos. – Wchodzimy w to.
- Wiedziałem, że
jesteście na tyle inteligentni, by wybrać współpracę. – W końcu odezwał się…
pff, pan i władca się znalazł. Gardziłam nim, ale póki co musiałam
współpracować dla własnego dobra. – Fakt, mam dla was pewną fuchę. Jednak
najpierw chciałbym was zaprosić na małą wycieczkę. Mam nadzieję, że macie pełny
bak.
- Wycieczkę?! - Spojrzeliśmy po sobie z Ashtonem zmieszani. Co Judd zamierzał z nami zrobić???
_________________________________________________________________________
Uhuhu ciekawe co to za wycieczka :P
Bardzo Was przepraszam za tę zwłokę z wrzuceniem rozdziału. Niestety pisało mi się go marnie, co z resztą widać po efekcie końcowym. Obiecuję, że następny rozdział przyprawi Was o feelsy hihi ^^
Jeszcze raz wielkie tłuste sorry za tak słaby rozdział :c
Jeszcze na koniec takie małe ogłoszenie - Zaczęłam pisać nowe fanfiction o tytule 'Falling'. Opowiadanie w założeniu ma być short story, ale nie wiem jak to wyjdzie. W kazdym razie jest to opowiadanie z Hemmingsem w roli głównej, po części inspirowane piosenką 'English Love Affair'. Znajdziecie je na wattpadzie. Dajcie mi znać na twitterze, czy założenie bloga dla tego ff byłoby dobrym pomysłem :)
O SUPER :)
OdpowiedzUsuńBRAK KOMENTARZY? Nie wierzę w ludzi, opowiadanie jest boskie i wiem, że nei tylko ja je czytam, a jak patrzę ilu komentuje to aż żal mi Was, zostawilibyście coś po sobie, bo to serio motywuje, także no :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, uwielbiam Ashtona i Skylar, wow
Dużo się dzieje no no <3
Czekam na next, oby jak najszybciej :*
Hehehe, udawać pare?
OdpowiedzUsuńSzykuje się fajna akcja.
Czekam na next ;)7