niedziela, 14 września 2014

Rozdział XI

~~Soundtrack~~

~*~
(Ashton's POV)

- Ashton, co się stało? Od kogo była ta wiadomość?! – Pytanie brunetki wytrąciło mnie z szoku, jaki przeżyłem chwilę wcześniej odczytując wiadomość. Spostrzegłem, że ściskam w dłoni telefon dość mocno, by zbielały mi kłykcie. Ekran zdążył poczernieć, nim Skylar ujrzała wiadomość. Gdy spojrzałem się na nią, ta sięgnęła po urządzenie, delikatnie wyjmując je z mojego uścisku, po czym odblokowała ekran, by odczytać wiadomość.
– Nie rozumiem, co Jones robi na boisku z jakimiś dzieciakami? – Przez chwilę na jej twarzy malowała się dezorientacja, jednak po chwili połączyła ze sobą fakty. – O boże, Harry… twój brat, to jego drużyna, prawda? – Powiedziała z przerażeniem w głosie.
- Tak.
- Ashton, ja nie wiedziałam… przepraszam. Kurwa, mogłam odebrać ten telefon. – Dziewczyna złapała się za głowę, a w jej oczach dostrzegłem łzy.
- To nie twoja wina. – Wycedziłem przez zęby. W moich żyłach gotowała się krew, oddech stał się ciężki, a w głowie kłębiły się setki myśli. Głównie były to wyobrażenia bolesnej śmierci, jaką zgotuję Jonesowi jeśli ośmieli się choć tknąć mojego brata. – Przysięgam na boga, jeśli spadnie mu z głowy chociaż jeden włos…
- Nic mu nie będzie, nic mu nie zrobią. Obiecuję ci to. - Skylar widząc moją minę próbowała mnie uspokoić, chociaż to nic nie dawało. Wziąłem głęboki oddech, po czym wyrwałem dziewczynie z rąk telefon i odwróciłem się w stronę drzwi. –Dokąd idziesz? – Spytała
- Jadę po niego. Może jeszcze zdążę na koniec treningu – odparłem i przekroczyłem próg pokoju kierując się na schody. Dziewczyna wybiegła za mną. Gdy dotarłem na parter wyprzedziła mnie i zatrzymała.
- Nie wiem czy jesteś pojebany czy pojebany, ale jeśli myślisz, że pojedziesz tam sam, to się grubo mylisz. Albo bierzesz mnie ze sobą, albo ty i twój gruby tyłek zostają tutaj, by przemyśleć plan działania. – Jej dłoń silnie napierała na moją pierś, jej palące spojrzenie dawało jasno do zrozumienia, iż nie ma zamiaru ustąpić.
- Obczajałaś mój tyłek? – Spytałem odwracając jej uwagę. Brunetka westchnęła wywracając oczami. Wykorzystałem ten moment i wyminąłem dziewczynę chwytając kluczyki od camaro leżące na komodzie, po czym pobiegłem w kierunku drzwi prowadzących do garażu. Jak na złość akurat w tym momencie drzwi otworzyły się, a w przejściu pojawił się Luke. W ostatniej chwili zatrzymałem się, jeszcze chwila i oberwałbym drzwiami w nos.
- Dokąd to? – Spytał przekrzywiając głowę
- Nie twój interes – powiedziałem, trochę zbyt szorstko. Wyraźnie zirytowało to mojego kumpla, gdyż spojrzał się na mnie wymownie. Wtedy Skylar wkroczyła do akcji. Kładąc mi dłoń na ramieniu zwróciła się do Hemmingsa.
- Ashton zapomniał odebrać brata, a ja potrzebuję terapii zakupowej. – Mimo woli parsknąłem śmiechem słysząc jej wymówkę. Zakupy Sky? Ty tak na poważnie?
- Irwin jedzie z tobą na zakupy… Mam w to uwierzyć? – W głosie Luke’a dało się usłyszeć rozbawienie. Postanowiłem współpracować z brunetką. Wywróciłem teatralnie oczami, po czym odparłem:
- Ogarnij się Hemmings. Tylko ją podwożę, potem niech sobie sama radzi.
- Dobra, tylko wróćcie w miarę wcześnie, trzeba w końcu obgadać całą sytuację, moi starzy niedługo wracają nie mogę tu urządzić hotelu.
- Spoko stary, niedługo będziemy. – Odpowiedziałem i minąłem blondyna nie czekając na dalsze pytania.
Otworzyłem wóz i zająłem miejsce na fotelu kierowcy, a po mojej lewej usiadła drobna brunetka. Po chwili wyjechaliśmy z garażu kierując się w stronę boiska, na którym zwykle odbywały się treningi drużyny mojego brata. Z powodu stresu miałem cięższą nogę niż zwykle, przez co łamałem nieco więcej przepisów niż zwykle. To jednak zdawało się nie przeszkadzać Skylar, która zdjęła buty i leniwie ułożyła stopy na przednim panelu rozsiadając się wygodnie. Przymknęła następnie oczy pozwalając, by delikatny wiatr okalał jej twarz, a muzyka dochodząca z radia wypełniała ciszę między nami. Chciałbym być tak spokojny jak ona w tym momencie. Spokojny, a może bardziej zmęczony, by przejmować się czymkolwiek. W pewnym momencie własne myśli zaczęły mi przeszkadzać. 
- Masz może fajki? – Spytałem nerwowo. Brunetka otworzyła oczy, po czym bez słowa sięgnęła do kieszeni kurtki. Wyjęła z niej paczkę z czerwonym napisem. Spojrzała na opakowanie z nostalgią, po czym  wyjęła z niej papierosa. – A tak właściwie, to palisz? – Spytałem. Oprócz naszego pierwszego spotkania nie przypominałem sobie ani jednej sytuacji, w której Skylar by paliła.
- Nie. James palił… - Podniosła paczkę papierosów przygryzając przy tym wargę. – Masz może zapalniczkę?
- Przy pierwszym spotkaniu tez się o to pytałaś. – Zaśmiałem się lekko na to wspomnienie, po czym dodałem – użyj samochodowej. - Blake podpaliła białego szluga, po czym podała mi go wydmuchując dym przez okno.
- Stary numer, zawsze działa. Nie ty pierwszy byłeś ofiarą i nie ty ostatni będziesz. A teraz spróbuj się uspokoić, chcę dojechać w jednym kawałku.
Zaciągnąłem się dymem pozwalając, by nikotyna wypełniła mój organizm i uspokoiła zszargane nerwy. Zdjąłem nogę z gazu pozwalając, by auto zwolniło do dozwolonej prędkości 50 km/h. Skylar westchnęła zamykając oczy, gdy z głośników zaczęły płynąc charakterystyczne dźwięki jednego z utworów grupy The 1975.

‘And this is how it starts, You take your shoes off in the back of my van’

- Kocham ten kawałek. – zamruczała pod nosem. Nie dało się ukryć, piosenka jest genialna. Mimochodem zacząłem nucić kolejne wersy poklepując przy tym palcami o kierownicę w rytm perkusji.
‘All we seem to do is talk about sex’
- Ostatnio nasze rozmowy sprowadzają się głównie do tego – słusznie zauważyła Skylar.
- Sorry skarbie, przy tobie łatwo zejść na te tematy. – rzuciłem w jej stronę.
- Nie masz na co liczyć. – Brunetka wywróciła oczami słysząc moją uwagę
- Pomarzyć zawsze można. – zacząłem się śmiać, gdy spostrzegłem kątem oka jej zniesmaczoną minę.
- Jesteś obrzydliwy. – Odparła i ponownie zamknęła oczy ignorując mnie przez resztę czasu.

***

Z trzaskiem zamknąłem samochód i pobiegłem na boisko, po którym biegała grupa dzieciaków w bordowych koszulkach. Trening trwał już godzinę, a to oznaczało, że dobiegał końca. Dokładnie przestudiowałem przestrzeń przed sobą w poszukiwaniu trenera. Stał pod jedną z bramek i przyglądał się grze. W końcu odgwizdał koniec ćwiczeń.
- Harry! – Krzyknąłem by zwrócić uwagę brata. Chwilę później mały blondyn podbiegł do mnie i mojej towarzyszki.
- Co tu robisz? – Spytał chłopak – Miałem wrócić dzisiaj z Lauren.
- Tak się witasz ze starszym bratem? Klepnąłem młodego w ramię, po czym dodałem – Jak tam trening? Widzę, że macie nowego trenera. – Mój wzrok powędrował w stronę Jonesa. Musiałem się pilnować, by nie splunąć z pogardą w jego stronę.
-  Jest świetny! Zna się na rzeczy, dzięki niemu strzeliłem dzisiaj dwa gole. – Harry był bardzo podekscytowany, a ja czułem jak krew w moich żyłach zaczyna się gotować. Spojrzałem na Skylar, która bacznie obserwowała naszego, nazwijmy to „kolegę”. Lekko szturchnąłem ją w ramię, by zwrócić jej uwagę. Odwróciła się i przywdziała słodki uśmiech, który rozpromienił jej zmęczoną twarz. Lubiłem, gdy się uśmiechała, nawet jeśli był to jedynie sztuczny grymas. Nie stresowałem się wtedy przy niej tak bardzo.
- Skylar, pozwól, że przedstawię ci mojego brata – Harrego. – Chłopak zmierzył wzrokiem brunetkę, po czym podał jej rękę na powitanie. Skylar uścisnęła jego dłoń.
- To ta dziewczyna z twojego telefonu, co nie? - Chłopak wziął mnie z zaskoczenia.
- Przepraszam bardzo? – Zaskoczona Sky spojrzała na mnie wymownie oczekując odpowiedzi. Zapomniałem o tym jednym zdjęciu, które Skylar zostawiła u mnie w telefonie pewnego felernego dnia. Nie przewidziałem również, że Harry bawiąc się nim, mógł przejrzeć moją galerię zdjęć, w której oprócz Sky znajdowały się… różne zdjęcia.
- Ee… bo wiesz Skylar, zapomniałem skasować tamto zdjęcie. – Podrapałem się po karku zmieszany.
- Okej, rozumiem. – Dziewczyna odwróciła wzrok w drugą stronę przegryzając wargę, po czym usłyszałem z jej strony prychnięcie.
- Pogadajcie sobie chwilę, ja mam sprawę do twojego trenera. – Rzuciłem w stronę brata i pobiegłem na murawę.

*

- Tylko spróbuj go tknąć, a poderżnę ci gardło! – Warknąłem do bruneta rozciągającego się pod bramką, gdy do niego dobiegłem. Ten jedynie roześmiał się kpiąco.
- Jest bezpieczny, dopóki będziesz grzecznym pieskiem. – Daniel położył mi rękę na ramieniu, a ja agresywnie strząsnąłem ją.
- Co się stało z ich trenerem? – Spytałem patrząc prosto w oczy Jonesowi. Ten pociągnął łyk wody z bidonu, po czym splunął płynem przez lewe ramię.
- Powiedzmy, że przydarzył mu się niefortunny wypadek. Aktualnie leży w szpitalu i nie może trenować.
- Przysięgam na boga, jeśli choć włos mu z głowy spadnie…
- Stary, ja do twojego brata nic nie mam. Sympatyczny chłopak, dobrze kopie piłkę. Pogadaj z Juddem. Ma dla was mały test, lepiej, żebyście go odwiedzili jeszcze dzisiaj. A teraz spokojnie odwróć się jak gdyby nigdy nic. Twój brat nas obserwuje. Chyba nie chcemy, by wyszło na jaw, kim tak naprawdę jesteśmy obaj? No. Zmykaj.  – Jones poklepał mnie po plecach po czym jak gdyby nigdy nic odszedł, chwytając po drodze torbę. Nim doszedłem do siebie minęło sporo czasu.

***

Upewniwszy się, iż Harry jest bezpieczny (należałoby tu dodać słowo „względnie”) wróciliśmy wraz ze Skylar do domu Hemmingsa. Przez całą drogę żadne z nas nie odezwało się słowem. W ciszy pokonaliśmy trasę wsłuchując się w album The 1975. W końcu zatrzymałem auto przed garażem. Przekręciłem kluczyk w stacyjce gasząc maszynę i oparłem się wygodniej na siedzeniu. Brunetka, ku mojemu zaskoczeniu również nie ruszyła się z miejsca. Odwróciła głowę w moją stronę i westchnęła ciężko.
- No co? – Spytałem zmieszany po chwili nie patrząc w jej stronę.
- Co powiemy chłopakom?
- Już ci powiedziałem. Prawdę. – Wywróciłem oczami podirytowany.
- A ja już ci powiedziałam, że jest to bardzo zły pomysł. Co ci powiedział Jones? – Spytała dodatkowo mnie irytując. Gdy nie usłyszała z mojej strony odpowiedzi dodała: - Spójrz na mnie. – Poczułem na żuchwie delikatny dotyk jej dłoni, którym zmusiła mnie do spojrzenia na nią. Domagała się odpowiedzi.
- Że jeśli chcę, by Harry był bezpieczny to lepiej, bym dzisiaj się zjawił u Judda. Zabierz tę łapę ode mnie. – Odparłem sfrustrowany. Przecież nie ma mowy, by pojechała ze mną do Judda. Wyraźnie dała mi do zrozumienia, iż nie zamierza bawić się w członka mafii… czy czymkolwiek można było to nazwać. Skylar opuściła rękę. Po wyrazie jej twarz mogłem stwierdzić, ze bije się z myślami. Przegryzła nerwowo wargę nieświadomie kładąc dłoń na moim udzie. To, co usłyszałem z jej ust później po raz kolejny utwierdziło mnie w przekonaniu, że Skylar Blake nie da się zaszufladkować.
- Poproś Jonesa o adres. Pojadę z tobą. Gorzej już i tak nie będzie, a ja nie mam zamiaru mieć na swoim sumieniu twojego brata.
- Mówisz serio?
- Fajny z niego dzieciak. Poza tym sam powiedziałeś, że się z tego bagna wydostaniemy. Trzymam cię za słowo. – Spojrzałem na nią, a na jej twarzy widziałem pewność siebie i determinację. Już coś sobie postanowiła, a ja nie zamierzałem protestować. Dla brata zrobię wszystko, a jeśli Blake ma zamiar mi pomóc, to bardzo chętnie z tej pomocy skorzystam.
- Dzięki, nie wiem dlatego to robisz, a tym bardziej nie wiem jak ci się odwdzięczę.
- Oddasz w naturze. – Sky wypięła język sprawiając, że parsknąłem śmiechem, po czym dodała: - Daj mi chwilę, pójdę się przebrać, a potem pojedziemy do tego megalomana z ego odwrotnie proporcjonalnym do przyrodzenia.
- Okay. – Odparłem. Wysiedliśmy z auta, lecz nim dotarliśmy do drzwi wejściowych, w przejściu pojawił się Hemmings wraz z Hoodem, właśnie wychodzili.
- O, wróciliście. Jak udały się zakupy? – Spytał Luke.
- Bezowocnie. – Rzekła Skylar po chwili krępującej ciszy. No tak, trochę głupio wracać z zakupów z pustymi rękoma. – Gdzie się wybieracie?
- Michael doszedł do jednego z kumpli Jamesa, spróbujemy wyciągnąć od niego jakieś informacje. I nie Skylar, nie zabierzemy Cię ze sobą.
- Nie zamierzałam jechać. Tak właściwie, to… - Brunetka zawiesiła się na chwilę spoglądając w moją stronę. Zdecydowanie szukała usprawiedliwienia naszej nieobecności w najbliższym czasie. - właśnie mieliśmy zamiar wrócić do mojego domu poszperać głębiej i przy okazji wziąć parę moich rzeczy. Bądźcie ostrożni, nie wiemy z kim mamy do czynienia.– Wydukała w końcu. Po czym ucałowała blondyna w policzek i odwróciła się w kierunku drzwi wejściowych pociągając za klamkę. Nim oboje przekroczyliśmy próg, doszedł nas głos Caluma, który jak zwykle miał genialne wyczucie chwili:
- Tak z ciekawości, czy wy przypadkiem nie kręcicie ze sobą? – Na to pytanie oboje spojrzeliśmy na niego jak na idiotę i zamknęliśmy za sobą drzwi.

~*~
(Skylar’s POV)

Gdy ja przebierałam się w szarą koszulkę i wygodne jeansy, Ashton zdobył adres kontaktu od Jonesa. Po chwili byliśmy w drodze do jednej z bogatszych dzielnic Sydney. Przez cały czas rozmyślałam o uwadze Hooda na nasz temat. Biłam się z myślami, czy powiedzieć Irwinowi o swoim pomyśle, czy tez może lepiej nie, w końcu jednak powiedziałam z lekką nonszalancją w głosie.
- Zostańmy parą.
- Co?! – Ashton wytrącony z równowagi skręcił kierownicą i wjechał na pas obok powodując lekkie zamieszanie na drodze, po chwili jednak wrócił na dobry tor i odparł w typowy dla siebie sposób: - Myślałem, ze nie jestem w twoim typie.
- Na niby matole! – Wywróciłam oczami. - To jest dobra wymówka. I tak chłopcy myślą, że ze sobą kręcimy. Dlaczego nie możemy poudawać, że wymykamy się na randki, podczas gdy tak naprawdę będziemy kombinować jak wykaraskać się z tego gówna. Raz czy dwa pocałuję cię w policzek, kilka razy nazwiesz mnie „kochaniem” potrzymamy się publicznie za ręce i tyle.
- Sky, jeśli chcesz się ze mną umówić wystarczy poprosić.
- Ash, jeśli nie chcesz mieć śliwy pod okiem lepiej powiedz co o tym myślisz bez głupich podtekstów.
- Myślę, że to zły pomysł… ale innego nie mamy, tak więc wchodzę w to. Plus będę mógł potrzymać cię za rękę, a to TAKIE EKSCYTUJĄCE.
- Oh skończ już.

Trzydzieści minut i pięć kolejnych kłótni później dotarliśmy pod wskazany adres. Jak się okazało, była to restauracja z rodzaju bistro. Harry Judd siedział przy jednym ze stolików ustawionych na zewnątrz lokalu. Ubrany w schludną, niebieską koszulę, rozglądał się po otoczeniu spod szkieł ciemnych okularów. Usiedliśmy bez słowa przy małym stoliku przybranym białym obrusem, na którym stał mały wazonik z polnymi kwiatami. W ciszy czekaliśmy, aż Judd odezwie się choćby słowem, ten jednak rozsiał się wygodnie i milczał czekając na nasz następny ruch. W końcu zdecydowałam się przemówić.
- Podobno masz dla nas zadanie. – Pochyliłam się nad stołem zniżając głos. – Wchodzimy w to.
- Wiedziałem, że jesteście na tyle inteligentni, by wybrać współpracę. – W końcu odezwał się… pff, pan i władca się znalazł. Gardziłam nim, ale póki co musiałam współpracować dla własnego dobra. – Fakt, mam dla was pewną fuchę. Jednak najpierw chciałbym was zaprosić na małą wycieczkę. Mam nadzieję, że macie pełny bak.

- Wycieczkę?! - Spojrzeliśmy po sobie z Ashtonem zmieszani. Co Judd zamierzał z nami zrobić???

_________________________________________________________________________

Uhuhu ciekawe co to za wycieczka :P

Bardzo Was przepraszam za tę zwłokę z wrzuceniem rozdziału. Niestety pisało mi się go marnie, co z resztą widać po efekcie końcowym. Obiecuję, że następny rozdział przyprawi Was o feelsy hihi ^^

Jeszcze raz wielkie tłuste sorry za tak słaby rozdział :c

Jeszcze na koniec takie małe ogłoszenie - Zaczęłam pisać nowe fanfiction o tytule 'Falling'. Opowiadanie w założeniu ma być short story, ale nie wiem jak to wyjdzie. W kazdym razie jest to opowiadanie z Hemmingsem w roli głównej, po części inspirowane piosenką 'English Love Affair'. Znajdziecie je na wattpadzie. Dajcie mi znać na twitterze, czy założenie bloga dla tego ff byłoby dobrym pomysłem :)


3 komentarze:

  1. BRAK KOMENTARZY? Nie wierzę w ludzi, opowiadanie jest boskie i wiem, że nei tylko ja je czytam, a jak patrzę ilu komentuje to aż żal mi Was, zostawilibyście coś po sobie, bo to serio motywuje, także no :)
    Świetny rozdział, uwielbiam Ashtona i Skylar, wow
    Dużo się dzieje no no <3
    Czekam na next, oby jak najszybciej :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehehe, udawać pare?
    Szykuje się fajna akcja.
    Czekam na next ;)7

    OdpowiedzUsuń